Czwartek był dnie przygotowań, czyli gotowanie zanęt: konopie, pszenica, kukurydza, łubin kupno ponad pół litra białych (czerwonych) pół kilograma orzeszków tygrysich – co przy ostatniej zasiadce dało 5/6 karpi. Przypomniała mi się letnia zasiadka z tamtego roku, oraz fakt że woda wyglądała na niedotlenioną, więc zabrałem jak na mnie ograniczoną ilość zanęt i przynęt mimo wszystko. Następnie całą noc przygotowywałem różne wersje strategii odpowiednich do łowiska, z racji tego że miałem być nad wodą sam (plus właściciel) mogłem przetestować po raz kolejny trzy rodzaje metod łowienia z gruntu: a) tradycyjna, na którą łowię od “zawsze”, method feeder do której nie mogłem się jakoś przekonać, oraz jedna z wędek zrobiona typowo pod ciężkie karpiarstwo.
W piątek około 8:30 wybudziłem syna, nie mogłem już się doczekać wyjazdu i oddałem go babci pod opiekę. Około 10:30 zameldowałem się na łowisku (proponowane miejsce zlotu nr 2 przez mnie) Zanim na dobre zacząłem łowić wybiło słoneczne południe. Na początek bardzo delikatnie nęciłem. Niestety woda nie żyła, a po jednym braniu na robaczki ukazał mi się karaś srebrzysty. Po godzinie 15tej zacząłem nęcić spombem grubiej przygotowując się pod noc i już całą zasiadkę, nagle plusk w trzcinie i odjazd na metodę i odjazd na “ananasowego dumbbellsika”. Po dłuższej chwili pierwszy karpik około 1,5kg leżał w podbieraku. Walczył niesamowicie, co oznaczało, że przy delikatnych zestawach typowo feederowych będzie co się męczyć z rybkami. Do wieczora oprócz przybycia właściciela nic już się nie działo nad wodą, no więc pozwoliliśmy sobie trochę “odpłynąć wodą chmielową” i zaplanować połów od rana jak wstaniemy.
Ja jak terminator bez budzika gdy jestem na rybach punktualnie o 3ciej się obudziłem, no i od razu niemal zaczęło się kolejne Eldorado w moim życiu (mimo, że dzierżawca po raz kolejny przewidywał, że nie będą brały, bo od miesiąca padł 1 karp i jeden 3kg lin). Do 15tej złowiłem 16 karpi (złowiliśmy, czasami na moją wędkę rybę wyciągał właściciel), w tym największy 7,2kg najmniejszy jakieś 1,5kg. Ryby zaczęły żerować dzięki załamaniu się pogody, przeszła w między czasie burza, wiatr był zachodni, ciśnienie odpowiednie. Rybki w bardzo dobrej kondycji trafiły do wody, przechowywane były w siatce 6m zawodniczej.
Na zestaw typowo karpiowy nie miałem ani jednego brania. Na “mój feeder” 8 sztuk na method feeder (w końcu polubiłem
![Chichot ;D](https://splawikigrunt.pl/forum/Smileys/Emoji/grin.png)
) 8 sztuk – dumbbells tutti frutti był niemal tak samo skuteczny co robaczki.
![Uśmiech :)](https://splawikigrunt.pl/forum/Smileys/Emoji/smiley.png)
Już podczas powrotu do domu zaplanowałem sobie kolejną zasiadkę na tym łowisku, swoisty maraton wrześniowy 3/5 dniowy – chcę iść na rekord życiowy czyli przekroczyć ponad 100kg podczas jednej sesji. Czy się uda – niekoniecznie, łowisko jest chimeryczne mimo wszystko
![Język :P](https://splawikigrunt.pl/forum/Smileys/Emoji/tongue.png)
.
Na zdjęciu nr 3 właściciel łowiska Piechu - z życiówką 7,150kg.