Logarytm ma racje, że "blok wschodni" sporo nabruździł i z dnia na dzień nie da się tego wyplenić. Jednak postęp jest szybszy, niż zmiany pokoleniowe.
Dlatego zaproponowałem, by jedynie małe zbiorniki były wyłączone z zagospodarowania rybackiego. Nie mam zamiaru nikomu odbierać możliwości zabrania ryby (tym bardziej emerytom), ale niech taki proceder będzie w okręgach rybackich, a nie wędkarskich. Jak jedziesz po ryby, to do rybaków. Na ryby, do wędkarzy. Krótko.
Nie mam również nic przeciw, by traktowano obwody rybackie jak żyzne pola rolne. Błagam tylko o możliwość wyboru. Obecnie tego wyboru nie mam, bo wszędzie, nawet tam, gdzie nie prowadzi się odłowów sieciowych ryby są odławiane. Znam przykład pięknego jeziora, idealnego do wędkarstwa, które zostało przez wędkarzy tak przetrzebione z drapieżnika (głównie szczupaka), ze od drobnicy nie w sposób się odpędzić. Skoro na jeziorku około 50ha 1 maja było ponad dwadzieścia łódek + brodzący spinningiści, to jak ta ryba ma tam być? Przyznaje się bez bicia, że byłem jednym z nich (ryby nie zabierałem), ale never more.
Po drugie wprowadzanie limitów, zwłaszcza rocznych jest niemalże niemożliwe do kontroli na otwartych wodach. Najprostsze prawo No Kill jest zawsze najskuteczniejsze.
P.S. Oczywiście ktoś może pomyśleć, że skoro jestem taki mądry, to niech sam pójdę gdzieś i spróbuję coś zmienić, ale nie o to chodzi. Im więcej osób poprzez media (m.in. to forum) będzie uświadamiane, że wędkarz, to nie rybak, tym szybciej ta zmiana nastąpi.