Rosówki też można jeść i są smakowite, jak się je dobrze przyrządzi. Należy podsmażyć z cebulką, czosnkiem i papryczką chili. Pycha, powiadam Wam. A ślimaki? Palce lizać i naprawdę nie trzeba szukać winniczków. Zwykłe ślimaki popierdzielające po żywopłotach w deszczu wcale nie są gorsze, wystarczy je przyrządzić w śmietanie, albo marynować w occie. A świerszcze, jakież one chrupiące!!! Delikatnie zgrillowane stanowią wyśmienitą i niezastąpioną przekąskę do piwa. W razie braku świerszczy, można je zastąpić co bardziej dorodnymi konikami polnymi. Panowie, wspaniałym rarytasem są jednak gołębie!!! Pieczone i duszone!!! Pełno ich wszędzie. Korzystajmy. Jakież ich mięso mięciutkie, delikatne... cudo! Wpierw trzeba je jednak zapeklować w specjalnej zalewie. Jeśli rosół, to tylko z wróbli. No, a ryby? Oczywiście ukleja w occie smakuje jak śledzik. Do wódeczki w sam raz się nada. Boleń? Łosoś dla ubogich. Doskonały więc do sushi, zamiast alg, trawa zielona z glonami. A z zieleniny? Zamiast sałaty mlecze zielone, miast orzechów nasiona lipy, w zastępstwie dyni, helikopterki klonu. W napojach gorących też gustuję. Korzenie cykorii polnej zbieram w październiku. Wysuszyć, na pył zetrzeć i kawa gotowa. Gotuję od urodzenia i ze wszystkiego potrafię coś zrobić.