W moje rączki trafił świetny dokument, jakim jest opracowanie czterech pracowników IRŚ odnośnie kormorana, z tego roku. Pozwolę sobie go zaprezentować:
https://goo.gl/289UZeZobaczcie, jakie są wnioski odnośnie kormorana. Najlepsze jest zdanie:
Wzrost liczebności kormorana wiąże się ze zwiększeniem presji na ichtiofaunę. Genialne. Ale kto zwiększa tę presję? Kormoran? A może rybak łowiący dla zysku, którego się nie kontroluje wystarczająco? Czy trzeba walczyć z kormoranem za wszelką cenę, czy też może pora zmienić pewne zapatrywania?
Jak dla mnie autorzy pracy sami sobie wystawiają pewne świadectwo. To jest manipulacja, mająca sprytnie wykazać skalę problemu jakim jest kormoran, obarczyć go winą. Ale ten to skutek prowadzonej 'zrównoważonej' gospodarki rybackiej. Nawet jeżeli się go odstrzeli, to dale problem będzie istniał. Bo brak drapieżnika nie jest spowodowany działaniem kormorana, ale tym, że ryba ta ma oprócz węgorza największe 'wzięcie'. Czy to dziwne, że na Mazurach właśnie, gdzie jest najwięcej rybaków?
To co mnie ciekawi, to swojego rodzaju pułapka konsekwencji, z jaką mamy do czynienia. Pracownicy z IRŚ będą cały czas pokazywali, że jeżeli jest źle, to na skutek takich czynników jak kormoran, wędkarze, złe przepisy. Jednak to ich politykę realizuje polskie państwo, kto w końcu zatwierdza operaty i na jakiej podstawie? Jeżeli taki Kotwic, jeden z autorów tego opracowania, nie rozumiał i nie rozumie raczej wędkarzy, co wyraźnie dał poznać na tym forum, to jak mają oni poprowadzić jakąś politykę prowędkarską? Trudno im będzie przyznać rację takim osobom jak my, powiedzieć, że się mylili...
Ja sobie zadaję pytanie, kto tu jest dla kogo? Na pewno ludzie z IRŚ nie chronią środowiska, wydali decyzję pozytywnie rozpatrującą zarybianie karasiem srebrzystym, gatunkiem inwazyjnym. Nie uważają ryb dużych, czyli okazów, za korzystne dla danej wody. Co istotne, nie rozumieją i nie popierają łowienia i wypuszczania - wg nich wędkowanie musi być związane z zabraniem ryby. Czy więc powinniśmy słuchać i płacić na takich gości? Bo przecież to podatnik płaci. Jeżeli wszystkie kraje w Europie mają lepszy rybostan i zazwyczaj lepszą organizację wędkarstwa - po co nam rybaccy ichtiolodzy i ich 'zrównoważone' teorie, które się absolutnie nie sprawdzają? A może już czas, aby powoli zaczęli oni pracować na nas, wędkarzy??? Bo to my płacimy o wiele więcej niż rybacy. Ale za co?
Najśmieszniejsze jest to, że ichtiolodzy z IRŚ mogą dzięki wędkarzom żyć jak pączki w maśle, instytut sam może się rozwinąć, uczelnie mogą zacząć kształcić większe rzesze ichtiologów, niekoniecznie jednak nastawionych rybacko. Można myśleć o kierunkach takich jak zarządzanie łowiskami prywatnymi chociażby. Osobiście uważam, że każdy okręg PZW powinien na 10-15 zbiorników (lub odpowiednio odcinków rzek) zatrudniać jednego ichtiologa, powinny ich pracować setki w związku. Dlaczego więc z uporem maniaka ci goście z Olsztyna upierają się przy swoim? Może powodem jest to, że tak naprawdę żaden z nich nie wędkuje tak jak my? Bo też co mogą łowić na Mazurach? Drobnicę na bata

Jak w ogóle takie osoby z IRŚ mogą kojarzyć co się dzieje z polskim wędkarstwem? Przecież dokonuje się rewolucja. Dlaczego w takiej Francji, UK czy Czechach działa się dla pożytku wędkarzy, wychodzi im na przeciw (czasami zaostrzając przepisy), monitoruje wszystko na bieżąco, a w takiej Polsce nie? Jak oni chcą reagować, mieć rękę na pulsie? Przecież to jest strasznie nieżyciowe i nieskuteczne - pracować ze skutkami a nie przyczynami. Właśnie takim skutkiem jest kormoran.
Więcej na moim blogu:
http://splawikigrunt.pl/blog/2016/11/08/jak-manipulowac-po-rybacku-czyli-jak-kormorana-postrzegaja-naukowcy-z-irs/ A jakie jest Wasze zdanie na ten temat? Czy nie uważacie, że jesteśmy manipulowani i zmuszani do czegoś, co nie działa? Problemem nie są wcale tylko zabierający bez umiaru wędkarze, czy kłusownicy. Nieskuteczne jest prawo, niewłaściwy jest kierunek gospodarki wodami. Czy myślicie, że to się zmieni samo z siebie?