Mnie się wydaje, że tak stawiając sprawę, czyli zastanawiając się nad tym, czy dobry, drogi sprzęt daje przewagę, przede wszystkim powinniśmy zadać sobie pytanie poboczne, złudnie poboczne, jednak chyba główne.
Pytanie byłoby następujące: jaka jest granica, której przekroczenie nie gwarantuje wzrostu wartości użytkowych sprzętu?
Odpowiadając na to pytanie, powinno się wziąć pod uwagę wiele kwestii, bo sprawa nie jest taka prosta, jakby się mogło wydawać. Chyba najlepszym przykładem będą kołowrotki, więc poteoretyzujmy. Jeżeli kwestią priorytetową byłyby znaczne dystanse, nie byłoby tak prosto, bo wypadałoby zainwestować w kołowrotki nie tylko w miarę niezawodne, ale przede wszystkim z kapitalnym nawojem linki. Tu jest niestety problem, bo tego nie zagwarantuje maszyna za 200 złotych. Jeśli zagwarantuje, to tylko w chwili zakupu, bo po trzech zawodach pozostanie jedynie miłe wspomnienie po dobrym nawoju. Tego zagadnienia nie przeskoczymy, niestety.
Jeśli jednak warunki nie wymuszą ponadstandardowych warunków, czyli ekstremalnych odległości połowu, a często tak jest, to w tym wypadku można mówić o jakiejś tam sensownej granicy standardu. No właśnie, a gdzie ulokować tę granicę? Czy będzie to kwota 1000 zł za kołowrotek? Może 500, a może tylko 200 zł? Są wędkarze, szczególnie spinningiści, którzy nie ruszą na szczupaki bez Stelli za 3000 złotych, bo uważają, że tylko taki sprzęt gwarantuje im powodzenie, czyli jedną dwukilogramową sztukę w sezonie. Inni natomiast łowią kilka takich sztuk dziennie, a nawet większych, mając przykręconego do kija Jaxona ZX Machine za 200 zł. Wiem, wiem, zastosowałem bezczelny podstęp, bo porównałem Stellę, czyli przedmiot pożądania wielu z nas, z kołowrotkiem firmy Jaxon, którego nazwa wywołuje ironiczny grymas ma twarzach "zawodowców". Zainteresowani jednak wiedzą, że ZX Machine to kołowrotek już kultowy, gwarantujący wieloletnią, bezawaryjną pracę.
Byłbym skłonny uznać, że takim sprzętem, czyli tym chińskim produktem (nie tylko ze względu na miejsce produkcji), można ograć każdego wędkarza na globie, nie tylko braci Ringers, ale także braci Daltonów, łącznia z ich mamą
Rotor i korpus metalowy, dwie takie same szpule - również metalowe, poprawny nawój linki, dobra praca, wytrzymałość ponadprzeciętna.
Czy z kijami będzie podobnie? Zapewne tak.
Jestem skłonny przyznać, że mając sprzęt tani, ale solidny, można osiągnąć bardzo wiele, jednak trzeba wierzyć w to, trzeba tym żyć, doskonalić się, poznawać wodę i ryby. Trzeba też mieć niesamowite doświadczenie w komponowaniu zanęt, w doborze przynęt. Czy kupimy tę wiedzę? Nie, nie kupimy. Nawet płacąc pewną kartą kredytową. To właśnie jest piękne w wędkarstwie, bo pieniądze to nie wszystko. Jeśli wędkarz, nie mając wiele, pokona znaczne przeszkody, które jako pierwsze staną na jego drodze, to zapewne kiedyś osiągnie wszystko to, co sobie założył, wymarzył. Być może przyjdzie taki moment w jego życiu, że przy każdym kiju będzie miał Stellę. Wyznaję zasadę, że można spełniać marzenia, mając niesamowitą pasję, zapał, determinację. Trzeba mieć mentalne jajca niczym buchaj, a nie jak szczeniak Yorka, a na to składa się wszystko powyższe. Jednak z tym trzeba się już chyba urodzić.
Żeby była jasność, dyskutujemy o feederze, a nie o tyczkach 
Ciekawy wywód, jednak porównujesz Jacek spinning do feedera, według mnie to nie to samo.
Na zawodach gruntowych bardzo ważnym może się okazać zasięg. To właśnie tutaj sprzęt da nam przewagę. Jak sam przyznal Steve Ringer, on i jego brat wygrywali wiele zawodów głównie dzięki temu, że potrafili zarzucić dalej niż inni. Do tego trzeba dobrego sprzętu. Na dodatek w spinningu masz jedną, dwie wędki może, nie zaznaczasz odległości. Tutaj zaś liczy się czas. Trzeba mieć kilka wędzisk, często identycznych, aby mieć ten sam zestaw na dwóch lub trzech kijach, zarzucający w to samo miejsce. To znaczny wydatek. Te same kołowrotki pozwolą Ci liczyć wszystko w obrotach korbki, te same kije zachowają się tak samo podczas zarzutów. Nie czarujmy się, że wygrywają Ci, co mają tylko jedną lub dwie wędki. Może dobrze wylosują, ale pewnych rzeczy się nie da oszukać.
Przykładowo - są zawody - i nęcimy miejsce na 60 metrach, drugie na 40, na trzecim nęcimy z procy. Do każdego z nich trzeba mieć kija, jak się ma zapas, to wtedy zestaw jest non stop w ruchu, nie trzeba niczego wiązać nie łowiąc. Nęcisz trzy miejsca, masz okazję sprawdzać trzy taktyki nęcenia, dopasować się do nich.
Łów teraz mając tylko jedną lub dwie wędki
Nie masz szans aby tak zrobić... Pomnóż zaś dobry kij z kołowrotkiem razy cztery
I daj tu człowieku radę bez sponsora!
To co napisałem to taka opcja feederowa, normalnie w UK wędkarze mają mniej wędek, bo jest jeszcze tyczka (lub dwie - bo z wersją margin) i często matchówka lub pellet waggler pod ręką (lub dwa). Ale właśnie taki Steve Ringer jest specem od łowienia na wielu liniach, donęcaniu ich i sprawdzaniu która da więcej ryb.
Nie, nie porównuję różnych metod, bardziej chcę przedstawić pewien trend, który polega na tym, że często wręcz w absurdalny sposób postrzegamy drogi sprzęt i jego wartości użytkowe. Jest to trochę takie: "gdybym miał dobre pędzle, malowałbym niesamowite obrazy". Zazwyczaj jest tak, że taki ktoś nawet nie potrafi narysować koła ołówkiem

Cóż, faktem jest, że sprzętu trzeba trochę mieć. Kilka zestawów na różnorodne warunki to podstawa na zawodach - tego nie neguję. Jestem pewien, że nie muszą to być zestawy budowane na bazie Daiw Airity czy Tournament, ale na czymś zdecydowanie tańszym, jednak też dobrym.
Uważam jednak, że dla chcącego, naprawdę chcącego, nie ma bariery finansowej. Skoro "zawodowe" wędkarstwo jest dla kogoś wielką pasją, to da sobie radę. Przyznajmy, ilu z nas kupuje telewizory za minimum 5000 złotych? Wielu to robi, nawet nie będąc bogaczami. Nie miałbym telewizora, a wędki bym miał. Oglądałbym telewizję Trwam w Rubinie, a na zawody bym jeździł

Czy naprawdę uważacie, że sprzęt posiadany przez ludzi, którzy wygrywają zawody feederowe w Polsce, to aż takie miody? Zostawmy już tych angielskich mistrzów związanych z topowymi firmami, spójrzmy na nasze podwórko. Uważacie, że tutaj nie ma pola do popisu?
Jak pisałem, sprzęt z biegiem czasu przyjdzie do każdego, jednak od czegoś trzeba zacząć.
Proszę mi nie pisać o niuansach sprzętowych, bo dobrze sobie z tego zdaję sprawę. Moje wywody to trochę takie dodawanie otuchy potencjalnym mistrzom

Tego się trzymajmy.