Z betonem nic się nie zrobi, moim zdaniem. Sporo wędkarzy łowi po to, żeby zabrać rybę. Pasuje im model typu "wpuścić 2 tony karpia, które w miesiąc lub dwa zostaną wyłowione". Mięsiarz będzie miał co zabrać, a PZW będzie mógł kupić na drugi rok kolejną partię karpi, bo przecież nawet jak nie wszystkie zostaną wyłowione, to i tak się przecież nie rozmnożą. Statystyczny wędkarz zadowolony, PZW zadowolony, hodowca zadowolony. Taki układ.
Od czasu do czasu pojawia się grupa "oszołomów i dyletantów", która pokrzyczy "no kill", "ochrona wód", po czym zostanie wyśmiana przez statystycznego wędkarza, PZW nic nie zmieni, powołując się na to, że statystyczny wędkarz nie chce, przy czym chroni swój interes z hodowcami. Do tego wszystkiego jeszcze dochodzą rybacy.
Jeśli chodzi o RAPR - mamy podobną sytuację. Statystyczny wędkarz nie będzie chciał ostrzejszych limitów, będzie się czuł oszukany, bo za taką samą (lub wyższą) składkę będzie mógł zabrać więcej ryb, a no kill to w ogóle fanaberia jakiś zboczeńców i diabeł. Układ zarybiający-hodowca korzysta na bezsensownych limitach typu 10 kg ryby na 1 wędkarza na dobę, bo woda zostaje wyczyszczona z ryb, a statystyczny wędkarz się ryb domaga, bo przecież za nie płaci, no i dostaje 2 tony karpi. Błędne koło.
Lekiem na to jest, jak napisał wcześniej Luk, edukacja młodych wędkarzy. Starzy się nie zmienią (z pewnymi wyjątkami, bo ja przekonałem ojca, że nie warto wszystkiego zabierać), dlatego trzeba poczekać niestety aż ich czas minie. W ich miejsce pojawią się wyedukowani i doinformowani wędkarze, którzy pogardzą syfem, jaki serwuje PZW i przeniosą się na prywatne łowiska, może założą stowarzyszenia, a PZW będzie miało coraz mniej członków.
Dla jasności:
Pisząc "statystyczny wędkarz" mam na myśli tego, któremu się wydaje, że należy mu się każda ryba, którą złowi, bo ryby służą do jedzenia, a on za nie zapłacił skłądkę. Tacy stanowią większość np. w moim okręgu. My, tutaj na forum, niestety reprezentujemy mniejszość (z resztą już ktoś wcześniej o tym pisał w tym wątku).