Autor Wątek: Samozacięcie w method feeder  (Przeczytany 30850 razy)

Offline Luk

  • Administrator
  • Ekspert
  • *****
  • Wiadomości: 24 414
  • Reputacja: 2078
  • Płeć: Mężczyzna
  • Wędkarstwo rządzi!
  • Lokalizacja: Newark
Odp: Samozacięcie w method feeder
« Odpowiedź #105 dnia: 06.02.2017, 10:23 »
Ja dodam, że jeżeli damy zablokowany podajnik i karpiówkę do niego, spinek będzie o wiele więcej. Sztywny kij znacząco obniży nam skuteczność. Zwłaszcza przy krótkim dystansie. Wtedy trzeba by zostawiać luźną żyłkę, kłaść ją na dnie i ustawiać odpowiednio kołowrotek. Ale zbyt luźne ustawienie tez nie jest dobre przy mocnych odjazdach. Dlatego feeder jest idealny, bo świetnie amortyzuje bardzo mocne brania, pokazuje też te delikatne.

I jeszcze jedna rzecz. Podstawowa reguła brzmi - 'Siedź na swoich rękach'. To jest podstawowe prawo feedera, zwłaszcza Metody. Kij podnosi się jak się ma konkretne brania, nie przy ugięciach. Jeżeli brań nie ma a są same wskazania - wtedy wiadomo, ze coś jest nie tak z przynętą, hakiem i tak dalej. Przy Metodzie nie ma 'zacinania', oprócz wyjątkowych przypadków, potwierdzających regułę :D
Lucjan

Offline Vido

  • Użytkownik
  • **
  • Wiadomości: 57
  • Reputacja: 12
  • Płeć: Mężczyzna
  • Lokalizacja: Włodawa
  • Ulubione metody: feeder i spinning
Odp: Samozacięcie w method feeder
« Odpowiedź #106 dnia: 12.02.2017, 14:41 »
Od siebie powiem, że oba sposoby regularnie testuję z różnymi przyponami różnymi haczykami, długością włosów oraz sposobem mocowania przynęty. Główne wnioski jakie wyciągnąłem dotąd, są takie:

Na sztywno- mam więcej zaciętych ryb, zdecydowane ugięcia szczytówki, ale za to dużo ryb się spina, a te wyjęte przeważnie zahaczone są dosyć delikatnie. Dzieje się tak głównie przy łowieniu dużych ryb- karpi, leszczy. Przy zabawie z drobną rybą jak płoć, czy krąp (często wymuszoną ze względu na całkowity brak, lub po prostu brak aktywności tych większych ryb), skutek jest całkowicie odwrotny i metoda przelotowa wówczas generuje więcej brań- choć trudniejszych do zacięcia.
Na przelotowo- często trzeba brania nieco dłużej wyczekać, bo ryba wyraźnie próbuje przynęty, bądź porusza nią przy pobieraniu zanęty z koszyka (łowiąc na sztywno, większości tych rzeczy nie zobaczymy, jedynie te kiedy ryba będzie ocierać się o żyłkę główną rozpiętą między koszykiem a szczytówką). Trzeba wówczas wykazać się cierpliwością i nieraz przed podniesieniem wędki kilka razy podskoczyć tyłkiem na fotelu (rzadziej przy braniach karpi). Przy tym sposobie, bardzo rzadko ryby spadają, a wyholowane - są dobrze i pewnie zapięte.
Reasumując- moim zdaniem metoda przelotowa jest o wiele bardziej uniwersalna- sprawdza się na ryby duże, jak i małe. Daje lepszy kontakt z przynętą i tym co dzieje się na samym końcu zestawu (widzimy każdy ruch przynęty). Pozwala na skuteczniejsze zacięcia i pewniejszy hol. Jedyna wada (ale tylko dla tych mniej aktywnych) - wymusza niemal ciągłą obserwację szczytówki. Dlatego osobiście, kiedy łowię na dwie wędki i w sposób który wyklucza ustawienie obydwu równolegle do siebie, a obserwacja jednej szczytówki zmusza do odwrócenia wzroku od drugiej- używam obydwu metod, a przelotową po prostu obserwuję uważniej. To jest moim zdaniem jedyny sens używania zestawu "na sztywno".
Pozdrawiam!