Arku, nie do końca łowię tak, jak Ty to zrozumiałeś. Wybacz za poślizg w odpowiedzi, ale wałęsałem się 3 dni na rybach i dopiero wróciłem.
Przed chwilą oglądałem filmik tutaj u nas – Tele Pole – właściwie to jest ta sama technika, tyle że tam sygnalizatorem jest guma, u mnie szczytówka czyli tak jak przy Fedderze plus sygnalizacja żyłki na palcu (na czuja). Tele Pole to technika wkładania zestawu w łowisko, moją wkładam zestaw, ale też wyrzucam jak typowym Fedderem jeśli tego potrzebuję.
Najlepiej łowi mi się żyłką główną 0,18 lub plecionką 0,10. Do tego obciążenie odlane z łyżeczki do herbaty, więc nie więcej jak 40 g. I to wszystko jeśli zestaw wyrzucam pod drugą główkę (obojętne czy na naprądową czy zaprądową). Tak cienka żyłka nie powoduje efektu spadochronowego, bo jest cienka i mało jej w wodzie.
Natomiast na nurcie na prostkach w dzień daję oliwkę z krętlikiem nie większą jak 20 g, ale przeważnie 10-12 g. (Czyli Ty pisząc o 60 g koszykach miałeś co innego na myśli). Podobnie łowię nocą ale nie w nurcie, ale w połowie główki się sadowię, a łowię bliżej nasady główki gdzie prąd skręca i płynie wzdłuż kamiennych umocnień brzegu (zresztą nocą w nurcie nigdy nie łowię, tylko blisko brzegu).
Teraz: Kładę ołów na dno, następnie podnoszę go przypuśćmy na 5 cm nad dno, czyli ołów nie dotyka dna. Widzę to na szczytówce, bo jest wygięta i lekko pulsuje. Przynęta oczywiście nie fruwa, tylko leży na dnie, albo się po dnie przesuwa to w górę, to w dół.
Ot i cała technika.
Kiedy weźmie duży lechol, to widzę to na szczytówce, którą masz na wysokości oczu bo wędka leży na widełkach płasko do wody. Rękojeść na kolanie, żyłka na palcu i… czekam.
Tutaj przy tej technice chcę w tym roku sprawdzić łowienie nie na ołów, ale na koszyk zanętowy. 2-3 kule mocno sklejonej zanęty typu ciasto z ciętymi rosówkami i na to maleńki dociążony koszyk.
Inaczej jest, kiedy łowię na drugim brzegu rzeki (rzadko, czyli tylko tam, gdzie pozwalają mi na to warunki, gdzie w tym miejscu rzeka jest zwężona, czyli nie zawsze ta technika zda egzamin). W Głogowie tak właśnie jest, a wąska rzeka, zewnętrzny łuk, to głębokie, nieobłowione doły po 8-10 m. Kiedyś takimi miejscówkami były okolice granicy państwa…
Tak tutaj kark boli. No ale przyznasz, że i technika nietypowa, niespotykana. Od razu uprzedzam, że typowym kijem surfkastingowym tego nie zrobisz co ja zrobię tym długim Fedderem.
Wiele lat temu, (co najmniej 15) pomysł podsunął mi albo Jon Wilson albo Andy Litte, który też zrobił sobie Feddera 5,5 m. Czyli nie jest to mój pomysł. Ja go tylko udoskonalam i staram się go przystosować do różnych okoliczności.