Ja znam łowiska, gdzie nie ma kłusoli, nie ma siat, nie ma rybaków. I realnie ryb brakuje - pomimo corocznych zarybień. Tylko zarybia się karpiem, karpiem, karpiem, pstrągiem.
Czyli mięsem dla mięsiarzy. To są ryby sztuki. Jest sztuka i sobie pływa. Jak kurwa glonojad w akwarium. Jak karpie w Lidlu w baseniku.
Po pierwsze:
1. Tam, gdzie nie można wprowadzać no-kill - ograniczyć limity i dostosować je go obecnej presji wędkarskiej.
2. Tam, gdzie jest to możliwe, wprowadzić no-kill
3. Prowadzić rozsądne zarybienia.
Dopóki nie będzie rozsądnych zarybień to żaden no - kill nic nie zmieni - tutaj też ważne, by to szło w parze. Bo jak będą coroczne zarybienia karpiem jak to zwykle bywa, to w tej wodzie będą pływać tylko gówna i nic więcej. Będą krążyły hordy karpi, których nie będzie można zabrać, w związku z tym zbiorniki zrobią się jałowe i gówno warte.
W związku z tym, najważniejsza rzecz to rozsądne zarybienia - rybami, które się trą. Lin, karaś, leszcz, płoć itd!