Niestety, w Polsce doszło do takiego paradoksu, że pazerność wędkarzy przekracza możliwości łowisk. W Polsce musimy tworzyć łowiska no-kill, żeby zakazać zabierania ryb. W innych krajach ludzie po prostu sami rozsądnie postępują. Gdyby świadomość wędkarzy była inna, nie było pazerności i głupoty - łowiska no-kill były by w Polsce niepotrzebne.
Wędkarze w Polsce wpadają sami w pułapkę zastawioną przez siebie. Tworzy się błędne koło. Oni, kiedy ryby są i biorą muszą nałowić się do syta, zabrać ile się da - bo wiedzą, że jutro mogą już nic nie złowić. To jest racja, tak bywa nad polskimi wodami. Ale dlaczego tak jest? Ano właśnie dlatego, że bierze się "na zapas", ile wlezie. A później nie ma nic. Jak już coś jest, to znów się bierze. W takich Czechach, wędkarz jeśli ma ochotę na rybkę to ją sobie weźmie do domu i zje. Ale weźmie tyle, ile potrzebuje. Rozsądnie. Nie dla kota, dla sąsiada czy tylko dlatego, że szkoda wypuścić. On wie, że jak następnym razem zechce zjeść rybkę któregoś dnia, to ją spokojnie złowi. Ale dlaczego tak jest? Właśnie dlatego, że tam panuje kultura umiaru! Wędkarze są sami sobie gospodarzami. W Polsce w większości to szkodniki! Czy widział ktoś, żeby gospodarz wyrżnął nagle wszystkie swoje świnie, krowy, kozy, jeśli to nimi się żywi? Nie. On zabije tyle, ile jest w stanie zjeść, reszta rośnie, jak potrzeba to znów ubije jakiegoś zwierzaka. Taki jest Czeski wędkarz. Nie tylko dba o ryby, realizuje hobby ale też rozsądnie i z głową gospodarzy. Polacy to szarańcza, głupi plebs, który nie dorósł do trzymania wędki w ręku. Nie dość, że niszczą wszystkie wody w naszym kraju to jeszcze robią wstyd na całą Europę. Mówię oczywiście o tej gorszej części naszych "kolegów".