Upadek PZW to najgorsza z możliwych opcji. Coś, co jest w jakiś sposób zorganizowane, powinno istnieć. PZW samo w sobie (mam tutaj na myśli ideę) łączy wędkarzy, zrzesza i organizuje nasze hobby. Szkoda z tego rezygnować, ponieważ jest to ogromna siła i tutaj zgadzam się z Lucjanem - siła, która w tej chwili niestety jest niewidoczna. Głos wędkarzy, interesy wędkarzy są nieznane osobom decyzyjnym (ustawodawcy, właściwym ministrom), ponieważ osoby, które tym głosem w naszym imieniu mają przemawiać milczą. Tutaj jest problem. Samo PZW problemem nie jest, musimy wziąć pod uwagę, że to wszystko w jakimś stopniu się toczy i działa. Uważam, że trzeba tylko zmienić tor, ustalić właściwą ścieżkę pewnych zmian w funkcjonowaniu. Zweryfikować priorytety i co najważniejsze dostosować strategię wędkarstwa jako takiego (w tym też działalności PZW) do obecnych czasów. W każdym sektorze czy to bezpieczeństwa czy to gospodarczym itp tworzone są strategie na pewien okres lat. Wyobraźmy sobie, że Wojsko Polskie działa w oparciu o strategię bezpieczeństwa narodowego z czasów PRL'u. Przecież to jest irracjonalne. Gospodarka działa w oparciu o program, analizy sprzed 30 lat, gdzie nie bierze się pod uwagę wzrostu gospodarczego, siły nabywczej, zmieniających się warunków czy to politycznych czy geopolitycznych czy społecznych. Katastrofa by była... Dlatego tak ważne jest, by osoby decyzyjne w PZW wzięły pod uwagę obecne czasy, skupiły się na przyszłości ale także patrzyły na cały problem bardzo inteligentnie, mądrze. Polski Związek Wędkarski nie potrzebuje rewolucji jako takiej, potrzebuje by przy sterze były osoby kompetentne, by byli to prawdziwi przedstawiciele wędkarzy. Główną bolączką pewnych problemów jest w dużej mierze brak osobowości prawnej kół wędkarskich. Życie pokazuje, że lokalne stowarzyszenia w Polsce mają się bardzo dobrze, posiadają rybne wody i świetnie gospodarują tym, co zostało im powierzone. Lokalna odpowiedzialność to przede wszystkim możliwość podejmowania suwerennych decyzji ale również odpowiedzialności za nie. W tej chwili koła nie mają w dużej mierze możliwości podejmowania decyzji w ważnych dla nich kwestiach, natomiast odpowiedzialni z reguły są wędkarzom nieznani, to osoby siedzące we władzach okręgu, zarządu głównego. A dostaje się z reguły tym w kole, ponieważ są blisko, pod ręką. Jeśli więc ktoś jest rugany i rozliczany za pewne rzeczy przez wędkarzy to niech ma realną szansę faktycznego zarządzania kołem, nie tylko teoretycznego. W chwili obecnej koła pobierają składki, zarządzają robotami, nadzorują zarybienia, organizują zawody, organizują szkółki wędkarskie. Podejmują decyzje w zakresie, który niejako został już ustalony. Są to decyzje kosmetyczne, teoretyczne. W rzeczywistości zarządy kół są społecznymi robolami bez realnej możliwości zarządzania tym, czym "zarządzają" na "swoim" podwórku.
Uważam więc, że najlepszym rozwiązaniem, które w jakiś sposób pozwoli uzdrowić PZW są koła, które będą niezależne decyzynie, będą posiadały osobowość prawną.
Ktoś te działania powinien nadzorować, jednak moim zdaniem ta armia ludzi powinna się zmniejszyć. Po cóż w okręgach jacyś dyrektorzy biur, którzy nadzorują i na przykład organizują zarybienia. Czy na prawdę potrzeba kogoś, kto wyznaczy termin zarybienia dla danego koła? Czy potrzeba kogoś, kto wybierze dostawce? Skoro ludzie z kół i tak po te ryby jadą i faktycznie to organizują, ponieważ te wody podlegają pod nich. Niech są jakieś instytucje nadzorujące. Niech są prawnicy, ichtiolodzy, księgowi. Nie wszystkie rzeczy koła potrafią załatwić, z tym jestem zgodny. Mimo to, warto rozważyć zdecydowanie pewną zmianę struktury, organizacji, ilości etatów, funkcjonowania.
Pewne osoby tak mocno zagnieździły się na swoich stołkach, że powoli tracą kontakt z rzeczywistością. Wędkarzy ale też przedstawicieli kół traktują jak petentów, jak roboli czy klientów, którymi zarządzają lub wobec których podejmują decyzje. Nie może tak być, że stowarzyszenie staje się czymś co funkcjonuje na zasadach korporacji, firmy, urzędu.