Krąpie zamiast leszczy.
Jesteśmy już po pierwszej nocce w tym roku na Odrze. Wczoraj, ok. godziny 16 dotarliśmy na wcześniej wytypowaną przez Bartka miejscówkę.
Na wstępie przygotowujemy sobie ziarna i zanętę do nęcenia. Tutaj większość pracy wykonał Mikołaj, Bartek zajął się dokumentacją zdjęciowo filmową, a ja nadzorowałem cały etap
Dzień wcześniej ugotowałem ok. 7 litrów kukurydzy, do której dodaliśmy konopii oraz trochę melasy. Trudniejszym zadaniem okazało się zrobienie 9 kg zanęty leszczowej oraz 4 kg gliny rzecznej, których mieszanie i przecieranie przez sito, przy ok. 40 stopniach w słońcu było nie lada wyzwaniem.
Po 3,5 godziny, gdy wszystko było już zrobione, w końcu możemy zarzucić pierwsze zestawy do wody. Łowimy na odległości rzutu kul, czyli ok. 15 metrach. Uciąg w tym miejscu jest niewielki, wystarczają koszyczki 50-70 g. Głębokość to ok. 5 metrów. Brania mamy od razu, zaczyna się bardzo dobrze, bo od bardzo dużych krąpi. Po wyciągnięciu kilku sztuk, nasze łowienie przerywa załamanie pogody. Deszcz jest tak gwałtowny, że zanim w pośpiechu zabezpieczyliśmy stanowiska i dobiegliśmy do samochodów jesteśmy już cali mokrzy. Po godzinie ulewa ustąpiła i mogliśmy kontynuować połowy i suszenie ubrań
Do godziny 22 jeszcze coś się działo, po zmroku nastąpiła całkowita cisza i o 23:30 postanawiamy udać się na odpoczynek i trochę przespać.
Sobotni ranek wita nas sporą mgłą, ogromną wilgotnością powietrza i rosą. Temperatura odczuwalna jest dosyć niska, tym bardziej, że dzień wcześniej mieliśmy warunki jak w Egipcie. Nie przyjechaliśmy jednak aby czekać na idealne warunki i zabieramy się do roboty. Ryby żerują dobrze, chociaż momentami falami. Najlepiej sprawdzają się biały z kukurydzą oraz kilka białych na haku. Łowimy do godziny 11:30.
W siatkach mieliśmy sporo ryb, 90% z nich to krąpie, jednak takie po 0,5 kg i więcej. Udało się nam wyjąć tylko 4 leszcze, trochę rozpiórów. Ilościowo było bardzo dobrze, z poławianych gatunków nie jesteśmy jednak do końca zadowoleni. W końcu głównym celem był leszcz, o którego w tym dniu było bardzo ciężko. Trzeba jednak podkreślić, że pogoda dała nam się mocno we znaki. Mieliśmy afrykańskie upały, tajlandzką porę deszczową i chłodne norweskie poranki w ciągu zaledwie kilkunastu godzin. Na sam koniec nigdy jeszcze nie byłem tak brudny jak po tej wyprawie. Miałem wrażenie, że skończyłem zmianę na kutrze rybackim a nie nockę wędkarską
Wniosków jest sporo, główną zmianą przy kolejnej wizycie na rzece będzie z pewnością przygotowanie większej ilości ziarna. To co się sprawdziło, to z pewnością sposób przygotowania zanęty. Zgodnie z planem łowiliśmy większe ryby, skutecznie unikając drobnicy, którą tego dnia mogliśmy policzyć na palcach jednej ręki. Do pełni szczęścia zabrakło tylko kilku leszczy więcej. Następnym razem z pewnością się poprawimy.
Pozdrawiam, Robert.
Udało się też nagrać przygotowanie zanęty: