Przyznam, że jak na początku mniej więcej ogarniałem o co się rozchodzi, w tej chwili już nie bardzo.
Pozwolę sobie więc skomentować ostatni post, ten Lucjana. Bo on generalnie jest kluczem nie tylko w tej dyskusji ale i nawet poprzedniej, która toczyła się w innym temacie, a dotyczącym SSR.
Panowie, żadna służba nie będzie skuteczna, jeśli znajdą się jednostki oporne. Wyobraźcie sobie sytuację, że patrol SSR nad wodą spotyka wędkarza, który posiada wszystkie zezwolenia oraz z punktu formalnego nie ma mu nic do zarzucenia. Ale, chce zagrać strażnikom na nosie i mówi, że nie podda się kontroli, bo on uważa, że ma takie prawo i już. SSR postępuje zgodnie z wytycznymi, powiadamia komendanta ale także wzywa Policję - w końcu strażnicy nie wiedzą, czy mają do czynienia z wędkarzem, który ma uprawnienia czy z kłusownikiem, który próbuje ich spławić. Tracą w tym momencie czas. Zbiornik jest spory, ale wszyscy już z daleka widzą, że idzie SSR, która zatrzymuje się na dłużej przy "koledze" wędkarzu. Kilka stanowisk dalej stacjonuje dwóch kolesi bez uprawnień, którzy mają w krzakach pochowane ryby. Spokojnie się pakują i odjeżdżają. A strażnicy zajmują się w tym czasie opornym wędkarzem. Ma to sens? Czy na tym to polega?
I Lucjan napisał moim zdaniem bardzo ważne słowa. Gdzieś indziej wystarczy stary dziadek. Ba. Na Słowacji kiedyś kontrolował mnie koleś w śmiesznych spodniach (wyglądał jak Franzl Lang - google), który na głowie miał kapelusz z piórkiem. Przeszedł tak wzdłuż brzegu rzeki, kontrolując innych wędkarzy. To chyba nie na tym polega, by uzbrajać się po zęby, tworzyć prawo, które było by idealne i przykładne na cały świat, bez luk, niedomówień. Może wystarczy po prostu w większości przypadków zwykłe poszanowanie, szczególnie wobec siebie. Bo ktoś, kto pilnuje tych wód, robi to dla mnie, w końcu jako wędkarz składam się na to, co pływa w tej wodzie. Przypadkami marginalnymi może zajmować się natomiast Policja czy inne uprawnione służby. To, że dochodzi do takich absurdów, że coraz częściej trzeba by tę Policję angażować to nie jest konieczność. To jest wynik zwykłej bezmyślności wędkarzy z reguły, naszych kolegów. Przypuszczam, że różnie to wygląda jeśli chodzi o okręgi, ale w okręgu Katowickim nie spotkałem się z jakimś super nasilonym kłusownictwem. Tutaj nie ma walki z kłusownikami jako takimi, niezrzeszonymi, złodziejami. Tutaj problemem jest wąski margines wędkarski, który kradnie ryby swoim kolegom, którzy to nierzadko im biją brawa, nieświadomi zupełnie faktu, że sami strzelają sobie w kolano. Z punktu widzenia więc strażnika SSR, uważam, że wędkarze, którzy troszczą się o rybostan swoich wód i chcą łowić w rybnych zbiornikach, rzekach powinni współpracować z nami. Nie utrudniać. To już nawet nie chodzi o podporządkowanie, wystarczy, że będą robić minimum, które wymaga od nich ustawodawca czy PZW (niestety, nie my te przepisy wymyśliliśmy) a nasza kontrola będzie super szybka i bezproblemowa, przez co skuteczniej uda się namierzyć osoby, które nas wszystkich robią w konia.
PSR jako Państwowa Straż Rybacka jest natomiast służbą państwową, która posiada odpowiednie uprawnienia a jej nazwa jest moim zdaniem słuszna. To służba państwowa, ogólnokrajowa, której zakres działalności obejmuje rybaków, wędkarzy, ryby itd itd. My, jako wędkarze, z racji takiej potrzeby lobbowaliśmy za utworzeniem organu wewnętrznej kontroli wód, które użytkujemy i w to miejsce została powołana Społeczna Straż Rybacka, która to uzyskała taką nazwę jaką uzyskała, działa na zasadzie przepisów na jakich działa. Ale i tutaj obojętnie jak SSR będzie się nazywać i obojętnie jakie będzie miała uprawnienia - jeśli będzie napotykała na czynny i bierny opór ze strony wędkarzy - niczego to w zasadzie nie zmieni.
Przy okazji, pragnę zwrócić uwagę na jedną, moim zdaniem zdecydowanie istotniejszą kwestię z punktu widzenia nas wszystkich, jako wędkarzy. Dostosowania prawa jeśli chodzi o nawiązki na rzecz pokrzywdzonego czyli PZW lub inaczej mówąc - konieczności naprawienia szkody. Było to także podnoszone na forum. W tej chwili, złapany kłusownik, jeśli PZW ubiega się o zadośćuczynienie musi zwrócić ewentualne koszta związane z konkretną ilością ryb, które nielegalnie pozyskał. Co za tym idzie, ryby przelicza się na kilogramy, ktoś bierze jakąś średnią cenę i tak na przykład, za kilkanaście sandaczy, ileś leszczy, karpi czy innych ryb kłusownik zobowiązany jest zwrócić kilkaset złotych. Ułomnością takiego postępowania jest to, że prawo zakłada nawiązkę w związku z rzeczywistą szkodą powstalą w trakcie popełnienia czynu zabronionego. Nie uwzględnia się tego, że np. duże sandacze czy inne ryby są niejako materiałem, który służy do rozmnażania i pomnażania rybostanu. Zauważcie, że za wycięcie drzewa na swojej posesji ludzie otrzymywali kary nierzadko przekraczające wartości działek lub mieszkań. Tutaj, za rybę, która jest organizmem żywym i która się rozmnaża kary są przeliczane na kilogramy według jakiejś przyjętej wartości rynkowej. W takim razie za drzewo ludzie powinni płacić od kubika. A tak nie jest.
Uważam, że tutaj powinniśmy podejmować dyskusje, apelować do ZG PZW o podjęcie stosownych kroków i lobbowania na rzecz ochrony przyrody oraz naszego rybostanu, głównie właśnie względem klusowników - czyli tych, którzy nas realnie okradają. W tej chwili jest to proceder tak opłacalny - właśnie z powodu ułomności przepisów -, że zdarzają się przypadki, gdzie strażnicy notorycznie ujawniają kłusowników na tych samych jeziorach. Tak np. na zalewie rybnickim zdarzało się, że to była cała rodzina, która to proceder ten uprawiała i uprawia od dawna. Ich wyjaśnienia są następujące - kary na nich nakładane i współczynnik ujawnienia ich działalności są tak niskie, że mogą sobie najzwyczajniej pozwolić na to, ponieważ ich zarobki są niewspółmiernie wyższe do nakładanych lub orzekanych grzywien czy też wyroków. A my się tutaj zastanawiamy, czy strażnik PSR czy tam inna służba ma mieć takie czy inne uprawnienia. Co z tego, skoro to do niczego nie prowadzi?