Rekordowy karp z Walthamstow Reservoirs - 23.10.2014
- Utworzono
Wyprawa na wielkiego leszcza do Walthamstow Reservoirs, słynącego z okazów tego gatunku...
Kolejny wolny dzień i decyzja – Walthamstow Reservoirs! Jest to kraina na drugim końcu świata – pomimo, że w Londynie – to strasznie daleko, przez korki tego wielkiego molocha…
Ale to co kryje w sobie ten zespół zbiorników wody pitnej – to prawdziwe ‘perły’ wędkarskie… Wielkie leszcze! W tym roku jeden z karpiarzy złowił tam ‘łopatę’ o wadze prawie 10 kilogramów. A podobno są tam i większe… Spore stada tych ryb co pewien czas dają znać o sobie – i zazwyczaj prasa wędkarska donosi wtedy o kolejnych wielkich ‘leszczach z Walthamstow’.
Jednak wcale nie jest to łowisko łatwe. Z opisów wędkarzy na internecie, dowiedziałem się, że blank na Walthamstow jest częstszy niż złowienie jakieś ryby… Wielu wędkarzy obchodzi się ze smakiem niestety! Prawdopodobnie spowodowane jest to faktem, że nie wolno łowić tam w nocy. Wielu wędkarzy potrafi wrzucać do wody nawet po 15-20 kilogramów pelletów i kulek proteinowych (są też tam duże karpie i taka praktyka jest normalna tam) podczas sesji – i ryba kojarzy na pewno fakt – że najbezpieczniej jest żerować nocą, jak nikogo nie ma...
Łowisko należące do Thames Water zezwala jedynie na dwie wędkarskie noce w miesiącu (sobota –niedziela, 25 funtów!), wtedy można uzyskać lepsze wyniki.
Jako, że utknąłem w korkach – byłem nad wodą dopiero o 9.30 rano. Wybrałem miejsce na zbiorniku numer 1, w które uderzał wiatr, mocny, ale ciepły, za którym podążać powinny ryby. Woda była bardzo czysta i nie chciałem zbyt mocno nęcić – w końcu jest już koniec października! Wprowadziłem wędką do spodowania (sztywny kij o krzywej ugięcia 4 lb – służący do zarzucania rakiet z zanętą, pelletami, kulkami itp.) około kilograma ziaren, pelletów i kukurydzy, drugie tyle miałem na później. Łowiłem zestawami feederowymi – na jednym zwykły koszyk, na drugim zaś Metoda – ale ta większa (firmy ESP i Avid Carp).
Zestaw do spodowania. Kij Maver Abyss Spod 4lb, duży kołowrotek Okumy (10 000) z nawiniętą plecionką - i rakieta...
Mimo dokładności, zarzucania z klipem – brań nie było. Żadnych wskazań, nic. Podobnie mieli inni wędkarze. Większość z nich łowiła karpie – i nęciła miejsce blisko wyspy, ja zaś łowiłem 50 metrów od brzegu, na ‘otwartej wodzie’. Moim celem był leszcz – a ten wiadomo woli wolne przestrzenie… Nie było żadnych spławów, niczego, co by pomagało w lokalizacji ryb, silny wiatr nie pomagał też w tym.
Nie działo się nic. Pod nogami przebiegła mi norka – zatrzymała się na moment i spojrzała mi w oczy – zachowując się jak tresowane zwierzątko… Z 5 metrów ode mnie nurkował kormoran – pierwszy raz z bliska mogłem oglądać tego ptaka i jego wielki, ostry dziób.
Około 13 tej na jednym z feederów żyłka się poluzowała. Nie zostało mi nic innego jak zaciąć. Na takiej odległości poczułem konkretny opór – i za chwilę ryba zaczęła ‘jeździć’. Moja żyłka główna miała zaledwie 0.25 mm i nie mogłem pozwolić sobie na mocny hol. Na dodatek hak nr 12 Drennana nie był czymś, co dodaje otuchy przy dużej rybie… Pomimo moich wysiłków, ‘klocek’ splątał mi zestaw z Metodą – i od teraz holowałem już to coś z dwiema wędkami w dłoniach. Po jakimś czasie okazało się, że to piękny karp, zdecydowanie największy w mojej ‘karierze’. Wpłynął w zielsko – dzięki czemu miałem czas na odplątanie całości – i już z feederem w ręku – doprowadziłem walkę do końca.
Karpik okazał się mierzyć 80 cm i ważył 24 lb i 7 oz. Te 7 oz. daję siatce podbieraka – tak więc mój nowy rekord wynosi 24 lb (prawie 11 kilogramów) - hurraaa!
Do końca sesji – pomimo stawania na głowie i wymyślnych kombinacji przynętowo-zanętowych, nie wydarzyło się już nic. Niestety łowisko zamykano o 17 – a ciemno robiło się po 18 tej. Tak więc, najlepszy czas mnie ominął…
Nie mogę narzekać na wynik sesji. Nie był to leszcz, co prawda – ale jakby nie było rekordowy karp, złowiony dodatkowo na lekki sprzęt. Hak nr 12 z Drennana pięknie zdał egzamin, sam byłem lekko zszokowany jego wytrzymałością. To, co załamywało – to 2 godzinna podróż w jedną stronę. Nie do pomyślenia wydawałoby się – to samo miasto przecież! Ach te metropolie…