Skip to main content

Tyczka i trupek: sesja na Old Lake - 25.10.2014

  • Utworzono

Wspólna wyprawa z Michałem na sandacze i leszcze z Bury Hill, Old Lake.

W sobotę umówiliśmy się z Michałem na sesję na Bury Hill, na Old Lake. Michał jest zapalonym ‘trupkarzem’ – i razem cieszyliśmy się z możliwości zapolowania na zębate bestie z tego jeziora.

Na miejscu wybraliśmy stanowiska niedaleko domku, ja wierzę, że tam jest dobra koncentracja ryby, z racji większej głębokości. Oprócz zestawu trupkowego, ja postanowiłem ‘odkurzyć’ tyczkę – i spróbować łowić na 14,5 i 16 metrach – tam gdzie leszcz powinien ładnie podejść (jesienią jest dalej od brzegu).

Zestawy wylądowały w wodzie – a ja rozstawiałem akcesoria do tyczki. Łowienie długością powyżej 11.5 metra wymaga dodatkowych ‘rolek’. Trzeba je ustawiać tak – aby wycofywana do tyłu tyczka przesuwała się dokładnie w jednej płaszczyźnie. Kiedy to już zrobiłem – okazało się, że nie ma szans na zastosowanie pełnego 16 metrowego składu, gdyż …brakuje miejsca! Cóż, było, więc o półtorej metra mniej.

 

Podwójne rolki to podstawa przy dłuższej tyczce.

Ryba nie żerowała tego dnia, mało, kto coś łowił. U mnie do tyczki podchodził mniejszy leszcz – taki 30-35 cm, i udawało się go ładnie łowić – aczkolwiek zacięte branie i hol oznaczało przerwę w braniach, trwającą około 5-15 minut. Ryba była bardzo płochliwa. Pellety działały lepiej niż dendrobena, i dawały też większe ryby. Moje expandery daja mi dużą możliwość kobinacji nad wodą – gdyż mam 4 i 6 mm w wersji normalnej – i 6 mm w wersji ‘twardej’ z Dynamite Baitsa. Ryba potrafi być wybredna i preferować dany rodzaj pelletu na haku – zawsze trzeba się dopasować. Nęciłem luźnymi pelletami z kubka zanętowego (małego na końcu tyczki) przy każdym wyprowadzeniu, 2, 4 i 6 mm (tu już nęci się normalnymi peletami). Największa ryba dnia miała 50 cm i złowiłem leszczy około kilkunastu tej sesji.

 

Typowy leszcz podczas tej sesji...

Mój zestaw to spławik 0.6 grama, (AS2 i Tuf Eye z Drennana) i przypon 0.13 mm i hak nr 18 Kamasan B 911. Woda nie była jeszcze ‘czysta’, więc mogłem mić w miarę grubą żyłkę.

Łowienie składem o długości ponad 13 metrów wymaga większej siły i wprawy. Nie było mi aż tak bardzo ciężko – jednak podmuchy wiatru są niczym ćwiczenia na siłowni. Na pewno nie da się skutecznie łowić w ten sposób, gdy jest wietrzna pogoda, choc można korzystać z podpórki... Co ważne – trzeba mieć też dobry wzrok. Jesienne łowienie to już delikatne spławiki o cienkich antenkach. Odbijające się drzewa w wodzie utrudniają dobrą obserwację i warto mieć w zanadrzu coś na taką sytuację. Lekka fala – i wyraźna czerwona antenka staje się niewidoczna! Dobrym patentem jest spławik z Drennana ‘Tuff eye’ – który ma trzy wymienne antenki w komplecie, o różnych kolorach. Można też nałożyć na antenkę gumkę, która pogrubia ją, czyniąc bardziej widoczną. Na szczęście mam jeszcze sokoli wzrok! Ale jak długo? wink

Mniej więcej około godziny 14.30 miałem pierwsze branie na mój zestaw trupkowy z włosem. Delikatne szarpanie, bez żadnego mocnego odjazdu. Zaciąłem zsandacza, takiego około 50-55 cm. Po odhaczeniu rybka szybko wróciła do wody, a w nas z Michałem wstąpiła nadzieja, że jednak połowimy jeszcze drapieżników (bo odmawiały współpracy na całym akwenie). Mniej więcej około 17 tej miałem drugi odjazd, równie delikatny – i kolejny ‘zed’ wylądował po dwuminutowej walce w podbieraku. Ten miał już 67 cm i ważył około 2.5 – kilogramów. Piękna ryba!

Niestety – oprócz tego nie mieliśmy już żadnych brań. Michał nie miał szczęścia tym razem do zanderów. Zwijając się na parkingu spotkaliśmy polskich wędkarzy, jeden z nich (pozdrawiam!) powiedział, że mieli jednego sandacza – a leszcz nie chciał współpracować w ogółe z feederami.