Skip to main content

Trent - cisza na niskiej wodzie - 21.09.2014

  • Utworzono

Kolejna wyprawa na Trent, z super taktyką, przynętami i \'duchem bojowym\'

Przygotowywaliśmy się dość mocno do tej wyprawy i wiele sobie obiecywaliśmy…

Przede wszystkim w UK pada bardzo mało deszczu ostatnimi czasy. Po powodziach w styczniu i lutym mamy do czynienia z czymś w rodzaju suszy. Poziom wód jest bardzo obniżony i na takiej Tamizie w niektórych miejscach ma się wrażenie, że woda stoi w miejscu.

Trent w Newark miał bardzo niski stan – około 20 cm niższy niż podczas mojej sesji 1 września. Mimo wszystko wyglądał nieźle. Woda ma kilka metrów w tym miejscu i uciąg mimo wszystko był spory. Podczas odpływu koszyk 120 gram to bezpieczna opcja.

Przygotowałem wszystko chyba na tę wyprawę. Miało być na pięciu – kupiłem, więc dla wszystkich zanęty, pellety, konopie, przynęty… Powiązałem przypony od 80 do 150 cm. Na miejscu jeden wędkarz opowiedział, że poprzedniej nocy miał dwa brania zaledwie, jedno wykorzystał – brzana miała około 10 funtów wagi, czyli około 4,5 kilograma. Trochę nas to zaniepokoiło Krzyśkiem (przyjechaliśmy razem z Londynu), ale rzuciliśmy się wir wieczornych przygotowań.

Przyjechał Mariusz z Kacprem, później Artur. Zaczęliśmy łowienie… Za dnia zaproponowałem wszystkim ‘atak’ konopiami, kasterami i miksem zanętowym 50/50. Brań wielkich nie było – na dendrobenę złowiłem dwa okonie około 15 cm. Gdy zaczęło się ściemniać zaczęliśmy używać mieszanki pelletów i konopi, na haku zaś mieliśmy już duże pellety halibutowe, smakowe z Sonubaitsa (cheesy garlic i spicy sausage w wersji smużącej) oraz kulki proteinowe. Na środek nocy w odwodzie czekało ćwierć kilo czerwonych robaków.

Niestety brań było jak na lekarstwo. Presja była dość duża, na naszym odcinku wędkarz siedział przy wędkarzu praktycznie! Z początku myślałem, że ryba ‘poczeka’ jednak z zapadnięciem nocy brań nie przybyło. Krzysiek miał jedno, niezbyt silne i złowił piękną małą brzankę – około 45 cm. I znowu cisza…

Pojawiło się dwóch rodaków – Adam i jego znajomy, którego imienia nie pamiętam – i pogawędziliśmy dość sporo. Na naszym odcinku w ogóle nie było słychać gry alarmów charakterystycznej dla brzan – można się było więc pointegrować.

Około 22 postanowiłem na jednej z wędek zmienić pellet na dwie dendrobeny i zobaczyć czy ta zmiana coś da. Dała – po około kwadransie węgorz ponad 50 cm  wylądował na macie. Każde następne wprowadzanie czerwonych powodowało, że kolejny węgorz wieszał się haka. Niestety były to ‘maleństwa’ – myślę, że nie miały więcej niż 40 cm. Po piątym węgorzu stwierdziłem, że to wystarczy i znów powróciłem do pelletu.

Brań niestety jak nie było, tak nie było. Pomimo ładnego nieba i sprzyjającej pogody. Przerzucaliśmy tylko zestawy… Co dziwne nie żerowały ani brzany ani leszcze. W ciągu nocy słyszałem tylko jeden ‘odjazd’ choć i tak do końca nie jestem pewien czy była to ryba.

Leżałem więc w namiocie i przysypiałem sobie. Niepokoiły mnie szczury – biegające w pobliżu namiotów i mających spore rozmiary. Bezczelne gryzonie ukradły mi moją pastę serową!

O świcie nic się nie zmieniło, brań dalej brakowało.

Około 8 rano Mariusz z Kacprem skapitulowali i pojechali do domu – my z Krzyśkiem poczekaliśmy jeszcze kilka godzin. Ja i tak nie miałem żadnego brania – Krzysiek natomiast złowił na spinning szczupaka około 60 cm.

I tak oto skończyła się nasza wyprawa na Trent. Jedna brzana i sześć węgorzy, plus bonusowy szczupak. Niestety – nie zawsze dana woda ma cechy eldorado. Czasami okazuje się być pustynią – i potrafi nauczyć pokory!