Skip to main content

Brzana i kleń na komercjach - czy to na pewno zła praktyka?

  • Utworzono

Kleń i brzana to gatunki żyjące w rzekach, ponieważ potrzebują dobrze natlenionej wody.

W UK na wielu łowiskach komercyjnych są one dodatkiem do typowej populacji karpia czy jego krzyżówki z karasiem pospolitym, tak zwanym F1. Zarówno brzana jak i kleń to waleczne ryby, o silnym apetycie, żerujące cały rok, więc niech nie dziwi dlaczego jest to tak ciekawe urozmaicenie. Zwłaszcza gdy jest chłodno można liczyć na taką rybę, podczas gdy karp żeruje wyraźnie słabiej a taki lin w ogóle. Angielskie komercje działają cały rok, więc kleń czy brzana mogą w zimne dni dodać ‘kolorytu’.  Do tego dostarczają one sporo emocji podczas holu, w przeciwieństwie do takiego leszcza.

Jest wielu przeciwników przetrzymywania ich w takich zbiornikach, gdzie zawsze praktycznie dominuje karp, jednak czy naprawdę się im szkodzi?  W Anglii działa aktywnie klub brzanowy Barbel Society, który sprzeciwia się takim praktykom, jednak bronią oni tylko brzan, i są tu ‘zakręceni;’ niczym ekolodzy. Kleń póki co nie doczekał się takich adwokatów. Osobiście podzielałem zdanie klubu brzanowego, do czasu gdy w lipcu na klubowych zawodach udało mi się złowić około dwu kilogramową brzanę. Jako ich wielki fan, byłem przekonany, że ryba będzie słaba, ale nic takiego się nie wydarzyło. Do tego trzeba było ją trzymać w siatce, co ogólnie na rzekach jest coraz rzadszą taktyką. Po zważeniu wszystkich ryb odpłynęła silna i rezolutna, niczym dawniej Mariusz Pudzianowski na zawodach strongmanów, w niczym nie ustępując karpiom. Był to dla mnie szok i powstało w mojej głowie wiele znaków zapytania wtedy.

Autor z brzaną z rzeki Trent. Łowca zdecydowanie szczęśliwy, czy ryba również? 

Odnośnie samego klenia wielkim zdziwieniem była dla mnie sesja na mojej lokalnej komercji Portland Fishery, na łowisku, na którym dane mi było łowić kilka razy. Na tablicy figuruje kleń jako jeden z gatunków tam występujących, jednak wcześniej ani ja, ani żaden z moich znajomych nie złowił żadnej sztuki (a mieliśmy tam też zawody). Taktyka lekkiego pellet wagglera przy wyspie sprawiła, że złowiłem majowego dnia około 30 kleni, od jednego do 2.5 kilograma! Był to spory szok. Klenie też były silne i nie sprawiały wrażenie gatunku zdominowanego i ‘prześladowanego’ przez karpia, jak niektórzy sugerują. Zdecydowanie działało to też na moje samopoczucie, bo łowienie komercyjnych karpi staje się nudne po pewnym czasie, może być monotonne niczym jazda autostradą z tą sama prędkością przez połowę dnia. A tu piękna odmiana i zagadka, co tym razem jest ‘na haku.

Mój rekordowy kleń jeżeli chodzi o wagę, prawie 4 kilogramy. Na komercjach taka ryba nie osiągnie takiej wagi.

 

Oczywiście podstawowym pytaniem powinno być jak takie ryby mają przetrwać na takich komercjach, i dlaczego im się to udaje? Nie wnikam w to, jak się taka ryba czuje, bo równie dobrze można by się przejmować losem komercyjnego karpia, który żyje w wielkim zagęszczeniu i musi polegać na wędkarzach, gdyż taki zbiornik nie jest w stanie wyżywić sam takiej populacji.

Należy się więc zastanowić jak taka ryba znosi tarło i jak się wyciera, skoro typowa komercja nie zapewnia im takich warunków? Praktycznie każdy gatunek musi się rozmnażać, jest to jakby naturalna rzecz i ‘sens’ jego istnienia, przekazać geny następnemu pokoleniu. Na wiosnę dochodzi do tarła (u karpiowatych), i ryba się do niego mocno przygotowuje już od zimy. Kleń i brzana w normalnych warunkach potrzebują mocnego nurtu i żwirowego dna, woda zaś musi być bogata w tlen. Nie zawsze takie warunki na rzekach się zdarzają, i często na przykład podniesiona woda w momencie tarła lub bardzo niska, może sprawić, że przeżywalność narybku jest niewielka. Na rzekach zwłaszcza można zaobserwować silne stada kleni lub brzan z tego samego rocznika. Sam na Wye pamiętam dobrze, jak przeważały osobniki mające około 50 cm. Jakby z fabryki, identyczne praktycznie. Po prostu ileś lat wstecz, były idealne warunki i duży procent wylęgu dorósł. Ale co się dzieje na komercjach? Przecież tu nie ma ani przepływu wody, może lekko na skutek działania aeratorów, o żwirze to można w ogóle zapomnieć. W Anglii przeważa glina i komercje mają typowe gliniaste dno, nie nadające się do tarła rzecznych gatunków. 

Zac Clowsley w 2016 roku złowił rekordową brzanę na komercji, ważącą około 7 kilogramów. Ryba wzbudziła spore
kontrowersje i zapoczątkowała liczne debaty.

 

Ian Welch, brytyjski ichtiolog na łamach Anglers Mail kilka lat temu pisał, że kleń i brzana, które żyją na komercji, wprowadzone sztucznie nie rozmnażają się. W przeciwieństwie do karpia, który do tarła podchodzi, aczkolwiek zazwyczaj wylęg nie przeżywa, z powodu zbyt niskiej temperatury wody. Tu jednak jest wielka różnica. Ponieważ ryby te nie podchodzą do tarła, są w o wiele lepszej kondycji. Nie są tak wycieńczone tarłem jak w normalnych warunkach. Zazwyczaj tarło jest przyczyną śmierci najstarszych osobników, nie przeżywają one jego trudów, dlatego w UK zazwyczaj maj i czerwiec to okres, kiedy informuje się o ‘odejściu’ największych karpi, mających tu swoje imiona oczywiście. Nie musi tu być przyczyną złe traktowanie ryby na brzegu, hol czy nieumiejętnie przygotowane ziarna, po prostu tarło to dla ryby wielki stres i wysiłek. Więc tu właśnie trzymanie brzany i klenia ma jakby sens. O ile brytyjski ichtiolog ma rację…

Rozmawiałem też o trzymaniu brzan i kleni z właścicielem łowiska, i zapewniał mnie, że ryby im nie zdychają, a jeśli się to zdarza, to jest to podobne jak w przypadku karpia. Oczywiście należy rozumieć, że potrzebują one wody bogatej w tlen, więc w okresie gdy jest cieplej, muszą działać aeratory, czyli urządzenia napowietrzające wodę. Sam kleń ma mniejsze wymagania tlenowe niż brzana, więc jest mu łatwiej. Do tego łowiska na których występują te gatunki mają zazwyczaj głębsze miejsca, tam gdzie woda jest chłodniejsza. Pamiętajmy, że im niższa temperatura, tym więcej tlenu rozpuszczonego w wodzie. Stąd mogą one przeżyć i tworzyć swoiste populacje, które się nie rozmnażają i są dzięki temu łatwe do kontrolowania. W sumie logiczną rzeczą jest, że jeżeliby taka brzana zdychałaby każdego roku, to nikt by nią zarybiać nie chciał. Martwe ryby odstraszają wędkarzy, i właściciele łowisk dbają, aby takie rzeczy się nie zdarzały, to ich biznes i zarobek, to nie woda należąca do rybaków czy PZW.

Czy w Polsce miałoby coś takiego sens? Sam sobie zadaję takie pytanie, jednak gdybym był właścicielem komercji, składającej się z kompleksu łowisk, spróbowałbym coś takiego zrobić. Warunkiem jest oczywiście głębsza woda lub aeratory. Polskie łowiska to zazwyczaj stawy hodowlane, które są połączone z jakimś ciekiem, który przepływa przez zbiornik, natleniając wodę, więc jest to jakby naturalny ‘napowietrzacz’. Byłaby więc to idealna ryba do łowienia na feedera czy spławik. Polskie komercje mają swoisty problem, związany z dorastaniem karpia. W UK typowe łowisko, gdzie organizuje się zawody (nie karpiowe), robi co kilka lat odłowy, i zazwyczaj selekcjonuje największe ryby, przerzucając je do łowiska karpiowego lub sprzedając klubom karpiowym, uzupełniając ubytki kroczkiem. Ale w Polsce karp zazwyczaj nie jest nigdzie przerzucany, przez co rośnie do rozmiarów, które są problematyczne dla feederowców czy fanów spławika. To jest powodem pewnych konfliktów czy kontrowersji, jak i zakazów, dopuszczających tylko podejście karpiowe. Więc mogłyby się one świetnie tu wpisać w ‘różnorodność’ ichtiofauny takiego zbiornika.

Na koniec oczywiście są problemy natury ‘moralnej’ i gromy obrońców brzan, kleń się tak mocnych adwokatów nie doczekał póki co. Ale czy wędkarstwo to coś naturalnego? Czy nie zarybiamy na okrągło, zmieniając strukturę rybostanu? W UK taka rzeka Trent dawniej nie posiadała w ogóle brzan, za to była pełna uklei, której taki Tommy Pickering potrafił złowić ponad 10 kilogramów na zawodach. Potem był czas, gdy było sporo klenia, dzisiaj natomiast jest brzana, którą zarybiono około 40 lat temu, i jelec, który robi się coraz bardziej pospolity (nie było go dawniej w takiej ilości), jest za to coraz mniej klenia. Więc sami rzeki zmieniamy, kombinujemy. W Polsce normalne są mocne zarybienia jaziem. Co złego z wprowadzeniem brzany czy klenia do takiego łowiska? Przecież nie tworzymy tu rezerwatu ale komercję. A czy ryba coś czuje, to już inny aspekt. Bo najwięcej moglibyśmy pomóc rybom, gdybyśmy ich nie łowili w ogóle, nieprawdaż?

 

Autor: Lucjan Śliwa

 

Chętnych zapraszam do dyskusji na forum SiG pod tym linkiem.