Skip to main content

Wędkarz Polski i sadyzm - czy znęcamy się nad rybami, je wypuszczając

  • Utworzono

Czy osoba wypuszczająca ryby to sadysta? Czy jest to najczystsza forma sadyzmu? Według niektórych tak!

Czy zasada złap i wypuść oznacza znęcanie się nad rybami? Czy osoba tak postępująca to sadysta?

Oto cytat, z wypowiedzi p. Wiesława Dębickiego, redaktora Wędkarza Polskiego, z tegoż portalu, dotyczącego komentarzy odnośnie zabijanych okazów:
'Redakcja nigdy nie zajmowała stanowiska w sprawie mody panującej w wędkarstwie - „złów i wypuść”. Jesteśmy bowiem zdania, że znęcanie się nad zwierzętami to wielka podłość ze strony człowieka, a tym jest łowienie dla wypuszczania - najczystszą formą sadyzmu. W tej modzie mamy nie tylko na bakier z moralnością, również z prawem  o czym również wiele pisaliśmy.  W komentarzach jest jeszcze jeden problem: pouczanie innych. Właśnie temu dajemy zawsze wyraźny odpór. Sam rób sobie co chcesz, ale nie pouczaj innych tym bardziej, że jesteś...
Wiesław Dębicki

http://www.wedkarz.pl/wp-webapp/article/3549

 
Przyznam szczerze, że znam ten punkt widzenia, mocno zakorzeniony pośród starszego pokolenia wędkarzy. Jest on dla mnie po prostu przerażający...

Może zacznę od samego faktu uznawania kogoś, kto wypuszcza rybę, za sadystę. Idąc tym tropem - kolega Dębicki łowi aby jeść. Prawdopodobnie nie umiera z głodu, ma pracę (mam nadzieję). Tak więc idąc na ryby i tak świadomie wybiera sprawianie im bólu. Co z tego, że te niewymiarowe trafią do wody, skoro i tak kilka sztuk trafi do siatki? Ja nie rozumiem, gdzie tkwi tutaj jakakolwiek różnica. Oczywiście - wyobrażam sobie sytuację, gdy ktoś głoduje i ryby stanowią podstawę jego ubogiej diety. Ale dzisiaj? Jeżeli ktoś wybiera zabić kilkanaście płoci, zamiast zjeść kilka pajd chleba z pasztetem na kolację, to znaczy, że nie jest on sadystą? Może nazwać go wręcz przyjacielem zwierząt? Jak to mówią Anglicy - Give me a break...

Nie rozumiem, dlaczego starsze pokolenie tak przylgnęło do tej 'doktryny'. Czy nie wynika to czasem z faktu, że opierają się temu co nowe, co nieuchronne? Nie chodzi mi tutaj wcale o całkowity obowiązek wypuszczania ryb, bardziej   racjonalizm, rozsądne gospodarowanie wodami. Bo idąc 'za ciosem' - kolega Dębicki i jego stronnicy - zniszczą do końca polskie wody. I tak już jest źle. Ryb jest coraz mniej, drapieżnika jak na lekarstwo - a to jego liczba jest wskaźnikiem 'zdrowia' danej wody przecież. Zarybia się na potęgę karpiem, amurem, wprowadza rozmyślnie karasia srebrzystego będącego gatunkiem inwazyjnym, wypierającym nasze polskie ryby. Karaś pospolity i lin mają coraz mniej miejsca dla siebie. Wszystko po to, aby było 'mięso' w wodzie - tanie i szybko rosnące. 

Zastanawiam się kto tak naprawdę jest sadystą... Czy nie są nimi właśnie wędkarze opowiadający się za braniem wszystkiego? Co gorsza, osoba takiego pokroju MUSI zabrać rybę, każdą na którą pozwala regulamin! Bo przecież nie może być sadystą... Tak więc szczupaki, okonie i sandacze nie będą miały szans, za nimi i liny, karasie, nawet boleń, brzana i kleń, uznawane za niejadalne praktycznie - muszą polec. Tylko po to aby taki 'natchniony' wędkarz nie był sadystą. Jakże musi boleć limit wagowy lub ilościowy - jakże sprzeczny jest z taką ideologią!  Przecież to jest absurd!

Myślę, że polemika powinna przebiegać tu w zupełnie inny sposób. Ideologia 'nie bycia' sadystą jest po prostu nierozsądna i nieżyciowa. Stanowisko redakcji Wędkarza Polskiego, stawia ten zasłużony portal, niegdyś gazetę, w bardzo niewygodnej sytuacji. Warto pomyśleć o pewnej korekcie, bo nie wygląda to dobrze w dzisiejszym świecie, zmieniającym się szybko. 'Nie -sadyzm' zubożył straszliwie polskie wody - teraz wzbogacony polityką zarybiania gatunkami obcymi, tanimi i smacznymi, degraduje je coraz bardziej. Dla mnie istnieje prosta zależność między obydwiema rzeczami.

Myślę, że powoli powinien zacząć pojawiać się i zyskiwać popularność kierunek, którym jest 'wędkowanie nowoczesne' - tak bym je nazwał. Niekoniecznie musi to być 'złap i wypuść' - bardziej 'myśl rozsądnie'. Zabranie swojego połowu od czasu do czasu nie musi być wcale złe - ważne aby było robione to z umiarem, fanatyzm zaś jest szkodliwy. Zbiornik wodny ma pewna populację ryb, która powinna być w nim na stałym poziomie. Muszą się one rozmnażać, dawac początek nowym pokoleniom, zwłaszcza drapieżniki są istotne, bo są to 'lekarze wód'. Można coś zabrać, ale nie wolno przekraczać pewnego progu, bo pojawią się zaburzenia w ekosystemie - co w Polsce jest na porządku dziennym. Brakuje nam odpowiednich przepisów, ochrony wiekszych osobników (górne wymiary ochronne), wprowadzenia restrykcyjnych limitów połowowych, których rocznie przekroczać się nie powinno. O wodę należy też dbać, 'dorybiać' ją pewnymi gatunkami, przede wszystkim zaś promować nasze, rodzime, czasami usuwać te które szkodzą (tak - bez złap i wypuść!). Można wpuścić karpia, czasem i amura - ale tu też trzeba kierować się rozsądkiem i robić to z rozwagą. Bo bez tego lepiej nie będzie. Bo to nie wcale zarybienia odpowiadają za jakość wód i ilość ryb w nim będących. To musi być tarło naturalne, i wspomaganie się  jedynie zarybieniami. Woda do której co roku 'ładuje ' się setki kilogramów ryb, zazwyczaj gatunków nie rodzimych,  nie jest wcale 'zdrowa'!

Niestety, ideologia bycia 'nie-sadystą' absolutnie nie pozwala na takie zmiany. Być może po prostu powinno się przestać wędkować, może to powinna zrobić kochająca zwierzęta redakcja Wędkarza Polskiego? 
Nie uważam się absolutnie za żadnego sadystę, nie jestem też żadnym oszołomem. Staram się myśleć racjonalnie, na podstawie tego co widzę lub co słyszę. Wiem ile ryb było w latach 80 i 90-tych, widzę ile jest teraz. Mieszkając w UK mam prostą skalę porównawczą - ile ryb jest w przeciętnej wodzie 'angielskiej', nie zarybianej, a ile w polskiej. Dostrzegam też wyraźnie pogarszającą się sytuację związana z ilością ryb w Polsce (nie chodzi tu o gatunki inwazyjne lub obce), absolutnie nie idącą w parze z coraz wyższą jakością wody. Zdaję sobie sprawę ze skali zniszczeń, za którą odpowiedzialni są rybacy, zwłaszcza na Mazurach, zarzynający  po prostu tamtejsze jeziora...

Myślę, że redakcja Wędkarza Polskiego, oraz inni celebryci polskiego wędkarstwa, wyznający tę samą ideologię, powinni zweryfikować swoje poglądy, zobaczyć nowe wyniki badań, które wcale nie udowadniają, że ryba czuje ból tak jak ludzie... Czas już myśleć o przyszłości polskich wód, bo jak na razie nie jest ona wcale świetlana. Już najwyższa pora aby zacząć zmieniać nieudolne polskie prawo, rezygnować z odłowów sieciowych i podejścia 'nakazującego' zabieranie ryb.

Na koniec muszę przyznać, że jestem w komfortowej sytuacji. Używam technik minimalizujących cierpienie ryb, czasami im wręcz pomagam (usuwanie haków, pijawek, odkażanie ran). Czuję się niekiedy jak pasterz, dbający o swoje stada, zwłaszcza na moich ulubionych łowiskach. Jest mi z tym dobrze, nie mam wyrzutów sumienia nie muszę sobie wmawiać, że nie jestem sadystą zabijając to co złowię. Czuję się wyśmienicie, zwracając rybom wolność!

Autor zdjęcia: S. Chaber

Jeżeli chcesz skomentować ten artykuł, możesz zrobić to na forum: http://splawikigrunt.pl/forum/index.php?topic=1309.0