Paweł, też tak myślałem swojego czasu. Jednak teraz mam trochę inne spojrzenie na tę sprawę. Problem w tym, że myśl wędkarska w ciągu ostatnich 30 lat mocno ewoluowała w Europie. W latach 80tych w UK wiele ryb zabierano, szczupaka nawet mordowali wyczynowcy, którzy uważali go za szkodnika, zwłaszcza jak 'stanął' im w nęconym miejscu na zawodach. Na serio, wielu wtedy złowione szczupaki wywalało w krzaki, ten proceder trwa w niektórych miejscach do dzisiaj.
Najwięcej zmieniło karpiarstwo, które rozwijać się zaczęło od lat 80tych. To wtedy właśnie powstaje koncepcja dbania o ryby i o ich kondycję, która rozpowszechniła się dalej. W wielu krajach, gdzie związki wędkarskie są związkami wędkarzy, ludzie prowadzący je zaczęli automatycznie zmieniać przepisy odpowiednio, pojawiła się 'etyka wędkarska', weszły maty, podbieraki odpowiednie do sytuacji, głębokie siatki o sporym przekroju, haki bezzadziorowe. Zaczęto troszczyć się o ryby, rozumiejąc, że dzięki temu łowić się będzie okazy, co jest dla wielu rzeczą bardzo 'podniecającą'. Wielu wędkarzy chce bić rekordy, nie ukrywajmy, więc taka polityka się jakby pokrywa z oczekiwaniami większości.
Niestety, w Polsce nie ma ludzi, którzy trzymają rękę na pulsie wędkarstwa. We władzach PZW są karierowicze i goście co chcą dobrych posad, ekipa esbeka Grabowskiego przeskoczyła do PZW po przemianach w 1989 roku, i zrobiła sobie sobie ze związku 'koryto'. Każdy prezes okręgu to był lokalny bonza, który miał możliwość wielkich kombinacji. Składki to jedna tylko rzecz, największe szwindle robiło się na zarybieniach, bo tu można kantować bezproblemowo. Nie ma jak komu udowodnić, że zarybił 200 kilogramami a nie 500, nieprawdaż? Wielu zarybień w ogóle nie było. Ogólnie takie zarządzanie przypominało system partyjny w PRL, gdzie każdy sekretarz miał się bardzo dobrze. Dlatego nie myślano w ogóle o wędkarzach, u nas ewolucja i zmiany na zachodzie zostały jakby zablokowane przez rodzimy program. Najwięcej zmieniło się po 2004 roku, gdy Polska weszła do UE. I to nie dlatego, że Unia coś zrobiła. Polacy pojechali na emigrację zarobkową i zaczęli łowić w innych krajach i przenosić 'nowe' na grunt polski. Sam uważam się za osobę, która jakiś maleńki udział w tych zmianach miała.
I to jest właśnie największy problem. Gdyby w PZW dbano o wędkarza, byłoby inaczej. Ale Grabowski, i następcy, nie mieli zamiaru słuchać ich, oni szli po linii jaka dawała im najwięcej. A tą była spóła z naukowcami rybackimi, którzy jawnie odnoszą się do wędkarzy (nie do władz PZW!) pogardliwe, pretensjonalnie a nawet wrogo. We władzach związku nie było i nie ma wizjonerów, ludzi którzy w porę mogliby wyłapać jakie trendy staja się mocne, co gorsza, nie było nikogo, kto chciałby zadziałać aby odwrócić niepokojąca tendencję, jaka pojawiła się w latach 90tych, a mianowicie chodzi o zauważalny coraz bardziej spadek ilości łowionych ryb. Ja rozumiem jeszcze brak reakcji w latach 90tych, ale po 2000 roku? To jest właśnie dowód na to, ze w doopie ci goście z Twardej mają wędkarzy i ich problemy. W Polsce PZW jako nieliczny związek ma Wiadomości Wędkarskie, płatny magazyn. Wydawałoby się, że jest to idealne narzędzie do nauczania wędkarzy nowego. A takiego wała! Siedzą tam właśnie kabany takie, że strach! Zresztą do dzisiaj skład redakcji daje wiele do życzenia...
Jaki więc jest efekt takiego braku pracy u podstaw? Zmniejszająca się ilość ryb sprawiła, że wędkarze stali się rozgoryczeni i pazerni. Patologii w PZW nikt nie usuwał, i postawa brania wszystkiego, bez żadnego myślenia co dalej, stała się powszechna. Jak można wędkarzom nie wytłumaczyć jak ważne są rejestry dla ich samego dobra? Jak można nie chronić szczupaka, nie uczyć i nie wymuszać przepisami odpowiedniego jego traktowania, skoro jest to najważniejsza ryba w Polsce? W UK łowi się szczupaki głównie na trupka, zestawami z dwiema kotwicami, i 95% ryb przeżywa. W Polsce traktowanie tego gatunku to pokaz grozy i zacofania, zarówno wędkarzy i włodarzy. Jak to jest możliwe, ze do 2018 roku, jedyną rzeczą wymaganą przez RAPR jest wypychacz? To chyba pokazuje skalę dominacji indoktrynerów w ZG. Bo to jest proste, to nie są wędkarze już, oni są oderwani od rzeczywistości. Podobnie jak naukowcy rybaccy, których wędkarska wiedza jest tragiczna, czego dał dowód wielokrotnie Kotwic chociażby.
Dlatego dzisiaj trudno o wszystko winić wędkarzy Pawle. Jeżeli poślesz dzieci do szkoły, w której jest fatalny poziom nauczania, trudno oskarżać je tylko, ze są 'głupie'. Wg mnie wina jest w dużej mierze po stronie władz związku, które wcale nie są wędkarskie. Bo to nie są wędkarze, przynajmniej do pewnego czasu, bo ten zarząd może jest ciut bardziej rozeznany. Ale mamy już rok 2018, a reform i zmian jak nie ma tak nie ma.
Znamienne jest też to, jak wygląda poczytność gazet wędkarskich. Największą popularnością cieszy się największy gniot, czyli WW, zaś Wędkarski Świat ma 1/3 ich czytelników. Czy dziwi więc brak świeżości i opóźnienie w Polsce? Wg mnie absolutnie. Zatrzymano się w rozwoju, zamiast pójść naprzód. Mała ilość uświadomionych to ci co chcą czytać, dokształcają się, tak przynajmniej było do czasu, gdy nie wszedł YouTube i Facebook. Teraz wszystko zmienia się jak w kalejdoskopie. I się zmieni, bo nie wierzę, że władza wygra z mediami socjalnymi. Wyczyn spławikowy, w który tak inwestowało PZW, kreując się na związek sportowy, zdycha. Gdyby nie Górek, kto wie czy nie byłoby zgonu. Idzie nowe, zwłaszcza jak Polacy dowiedzieli się jakie wody maja Czesi, jak tam wyglądają zawody wędkarskie. Piewcy 'dzikich wód' oniemieli, jak zobaczyli czeską 'dzikość', teraz dodatkowo komercje pokazują jakie mogą być wody (choć przeważa karp). Tak Batorówka to pokaz tego, jak wygląda 'komercja', takie wody to idealne łowiska, coś, czego chcą właśnie wędkarze. Takie powinniśmy mieć właśnie w PZW.
I jeszcze jedno. Władze związku nie słuchają wcale wędkarzy, nie przychylają się do ich żądań. Grabowskiemu mogliśmy skoczyć. Dlatego to wymówka, że trzeba się zgadzać na mięsiarskie żądania. Od lat dwudziestu co najmniej powinno się limitować ilość zabieranych ryb, zwiększając kontrole, tworzyć wody no kill lub 'sportowe'. Czy ktoś z Was zauważa, ze podstawowym problemem powinno być dla władz związku walka o jego członków, stawienie czoła demograficznej burzy, jaka nadciąga? Czy nie zaskakuje Was brak jakichkolwiek ruchów tutaj? Mnie wcale, ci goście maja w nosie ilu jest wędkarzy. Oni mają zapewniona kasę na swoja działalność. Przecież oferta komercji i stowarzyszeń sprawia, że PZW przegrywa. Jaki jest sens stawiać na kulawego konia? Jak przyciągnąć, zatrzymać ludzi w związku? Trzeba reformować, uświadamiać. Robić coś, co powinno się realizować już dawno temu. Ale po co, jak kasę na pensje ZG się bierze z rybaczenia?
