Luk, nieustająco zapraszam do merytorycznej debaty.
Na początku lat 1990. były nadzieje, że powstaną setki stowarzyszeń, które będą rywalizowały z PZW o dzierżawy. Masz wiedzę ile rzek jest obecnie dzierżawionych przez podmioty inne niż PZW?
Nie mam takiej wiedzy, jednak większość rzek jest w rękach PZW lub rybaków, nie mówię o małych ciurkach. Wiem natomiast to, ze w 1990 roku do PZW przyszedł Grabowski, esbek, i zrobił swój porządek, tak jak jego pryncypał w PZŁ. I wtedy właśnie wszystko zostało przegrane, bo pozwolono esbekom, partyjniakom i innym tajnym współpracownikowm zakotwiczyć w PZW. To dlatego stworzono w ZG PZW biznes rybacki ze słowem Suwałki w nazwie. A w Opolu działał towarzysz Magdziarz, wieloletni prezes, były członek KW PZPR w Opolu, myśliwy z wieloma kontaktami. Jego karierę zakończył wypadek, który spowodował po pijaku.
I zadam podstawowe pytanie. Jak Polskie Wody mają zamiar monitorować zabierane ryby, czyli jak wyglądać będzie sprawa rejestru połowów? Jak ich nie będzie to nie będzie monitoringu, proste. Więc na pewno nie będzie lepiej oprócz sporych jezior, gdzie wędkarze nie są w stanie przetrzebić takiego lina czy leszcza (szczupaka już tak, ale nie do końca). Jeśli coś nie działa dziś, to jak ma być lepiej jak takie rzeczy jak rejestry połowowe znikną?
To jest merytoryczna rozmowa czy debata
Bo w 1990 roku wędkarze niczego by sami nie stworzyli, bo nie umieli. Za komuny wszystko podkładano im pod nos, a ustawa o rybactwie śródlądowym wymagała określonego postępowania. Dlatego opiekować wodami się mogli ci głównie, co mieli ośrodki zarybieniowe (czyli PZW i spółki rybackie), zaś o idei no kill mało kto wtedy słyszał. Skupmy się więc na konkretach, czyli dlaczego ma być lepiej pod egidą Polskich Wód. Jakieś argumenty oprócz tego, że gorzej niż w PZW być nie może?