Sugeruję Lucjanie, że nasze pieniądze nie są przeznaczane tam, gdzie potrzeba. Choćby kilka lat temu pamiętam, jak ZG PZW chwalił się o zysku (chodziło o miliony). W co zostały zainwestowane te pieniądze, już się nie dowiedziałem, a szkoda.
Moje wyliczenia są jak najbardziej na miejscu. Wskazują, że ryb powinno być mnóstwo, a jeśli ich nie ma, to gdzie są?
Przykład: Około 50 km ode mnie jest piękna, zadbana glinianka. Za dzieciaka się tam kąpałem, na drugiej gliniance uratowałem mojego kolegę przed utopieniem się. I kiedyś jadąc koło tej miejscowości pomyślałem, że odwiedzę „stare śmieci”. Pierwsza glinianka piękna, cudowna. Druga glinianka – tamtejsze koło produkuje narybek.
Czytaj teraz: koło to corocznie i nawet w czasie roku wpuszcza do zbiornika masę ryb. Ma, to wpuszcza. Tamtejsi tubylcy nie kłamią. I co? Nie ma ryb. Okazało się, że jest tam skądś również masa… sumów.
Na Odrze, jeśli trafisz na łowisko, to sumiki (nie karłowate) biorą niczym płotki. Ja kiedy trafię takie miejsce, po 3 sumiku zmieniam miejsce, co oznacza jadę kilka kilometrów na inne łowisko. Jeśli Odra ma być drugim Ebro, to rozumiem, ale jeśli ma zostać Odrą, to znaczną część sumów trzeba wybić. Ponieważ lubię łowić sumy, to jestem do tego pierwszy.
Dwa lata temu, pojechałem na starorzecze Odry znalezione w Google Map. 5 kilometrów polami, dzicz. Pojechałem tam na okonia. Była późna jesień. Łowię, i choć dobry jestem w okoniach, to przez długą chwilę nie mogłem nic złowić mimo stosowania wszelkich znanych mi chwytów.
Podchodzi do mnie tubylec i mówi, że „tutaj jest żeremie bobra” pokazując mi gdzie, więc w okręgu 50 m nic nie złowię. A on 100 metrów dalej później wyjmował pięknego szczupaka. Nie było ryb? Nie, to ja nie byłem przygotowany właściwie.
Na Pomorzu był problem z kormoranami, gdzie zbiornik wycięły z ryb do dna. Dokładnie.
To tylko część problemu.
A teraz zasadnicze pytanie dla Kolegów, którzy uważają, że w Polsce nie ma ryb? Dlaczego Lucjan łowi liny w dzień, w południe na łowisku komercyjnym czy klubowym, a nas obowiązuje „dobowy rytm ryb”?
Odpowiem, ktoś, kto łowi w wannie podobnej do łazienkowej z wyczyszczonym dnem, a to oznacza, że ryba źre to, co jej dadzą, to 3 dni postu i… można robić filmy o tym, jak to w Anglii ryb jest tyle, że same wychodzą na brzeg.
A mnie obowiązuje dobowy rytm, chcę łowić lina to łowię od świtu z 2 godziny i o zmierzchu też. Ja złowię, ale inny będzie siedzieć cały dzień i nie złowi. Więc zaczyna psioczyć na wędkarzy, na PZW, jeden nawet psioczył na moją sąsiadkę… a on tylko nie potrafił łowić ryb. (To tylko przykład nie zawsze prawdziwy, bo do tego dochodzi wiele innych warunków, nie mniej regułą jest).
Jędrzeju, piszesz: „Ja też mam właśnie kłopot ze zrozumieniem tych wyliczeń”. No cóż, w takim razie to Twój problem, nie mój.
"Wyrwałeś Lucjan moje zdanie z Kontekstu i dyskredytujesz moją wypowiedź. To nie miłe i nie na tym sztuka polega!" - eeeeeeeeeeeeee, nie pierwszy raz...