Z SSR i PSR to chyba jest trochę podobnie jak z OSP i PSP.
Gdyby były środki na to, żeby w kraju działało wielu funkcjonariuszy PSR, to pewnie można by się obyć bez strażników SSR.
Podobnie ze strażą pożarną. Wszyscy wiemy, że OSP często odwala kawał dobrej roboty.
Faktem jest, że jakość kontroli SSR może - w jednych rejonach mniej, a w drugich bardziej - pozostawiać wiele do życzenia.
Od bodaj 2004 roku strażników SSR obowiązuje tzw. coroczna weryfikacja. W danym rejonie spotykają się wszyscy strażnicy i komendanci. Przyjeżdża przedstawiciel z okręgu. W pierwszej części spotkania informuje on wszystkich o ważnych zmianach, zwraca uwagę na pewne rzeczy. Potem strażnicy przystępują do egzaminu. Czasem są jakieś pytania z ustawy, czasem trzeba wypełnić jakieś druki lub opisać zdarzenie i podjęte działania.
Ci, którzy nie zgłoszą się na weryfikację, nie mają podbitej legitymacji i nie mogą pełnić funkcji strażnika SSR.
Faktem jest, że takie egzaminy przebiegają w dość luźnej atmosferze i z reguły wszyscy weryfikację przechodzą.
Pierwszy egzamin, kiedy wprowadzono te sprawdziany, był bardziej zaawansowany. Była komisja składająca się z kilku członków. Strażnicy wchodzili pojedynczo i musieli znać na pamięć ustawę. Losowało się pytania z ustawy oraz ryby w celu sprawdzenia znajomości wiedzy na temat biologii i ochrony danych gatunków.
Pamiętam, jak czekając na swoją kolej, poznałem jednego strażnika, który stał przy tablicy ryb zawieszonej na ścianie w holu i zastanawiał się jak odróżnić ukleję od płoci. Stresował się trochę egzaminem i prosił o pomoc. Dwa lata później miałem okazję być wędkarzem kontrolowanym przez tego pana. Pewnie mnie nie pamiętał. Był bardzo pewny siebie i skierował wniosek do mojego koła, bo przetrzymywałem karpia w worku karpiowym.
Myślę, że każdy strażnik powinien wykazać się nie tylko wiedzą, ale również wyczuciem i rozsądkiem. Nie może postępować jak robot. Sam często, będąc na kontroli, pobłażliwie traktowałem niektóre przewinienia. Oceniałem po prostu realne zagrożenie i jeśli swoim rozumem oceniłem, że postawa wędkującego nie jest karygodna, to zwykle ostrzegałem przed konsekwencjami. Z pewnością należałem do tych bardziej pobłażliwych strażników.
Trzeba jednak podkreślić, że jest to wyjątkowo niewdzięczna funkcja. Żaden z moich kolegów nie jest już w SSR. Pojawili się nowi, którzy zapewne po jakimś czasie też zrezygnują, gdy pojawią się pierwsze problemy. Większość polskich wędkarzy nie jest zadowolona z obecności strażników nad wodą. Sami wiemy jaką postawę prezentuje ta większość wędkarskiej "braci", więc ten fakt nie dziwi.
Ja zawsze podchodząc na stanowisko wędkarza zaczynałem rozmowę zapytaniem "Skubie coś?" lub "Fajna pogoda na wypoczynek nad wodą". Obejrzałem stanowisko, pogawędziłem chwilę i dopiero potem się przedstawiałem i prosiłem o okazanie dokumentów. Zawsze pytałem czy wędkarz zauważył coś niepokojącego nad wodą. Teraz lub w przeszłości. Taki wywiad uważałem za istotny. Niestety, mimo tego ciepłego podejścia, czułem wielką niechęć wędkarzy. Najczęściej na pytanie "Skubie coś?" słyszę odpowiedź: - Taa, skubie, kur... Nerwy biorą. Bardzo częstą sentencją, którą znają pewnie wszyscy strażnicy SSR jest: - Tylko kontrolujecie, a ryby nic nie wpuszczacie!
Kiedyś w nocy kontrolowałem pewnego pana. Siedzieli wraz z żoną przy stoliku i namiocie. Byli już mocno podchmieleni. Były 4 zarzucone wędki. Oczywiście, jak zwykle zapytałem czy coś skubie. Jak zwykle wysłuchałem wykładu, że tylko kontrolujemy i nie zarybiany. Dowiedziałem się, że pan jest niezadowolony z wypoczynku nad wodą, bo nie ma brań. Zapytałem więc czyje są wędki. 2 były jego, zaś dwie miały należeć do dzieci, które spały w namiocie. Oceniając ogólną postawę tego wędkarza, postanowiłem poprosić o przedstawienie się śpiących w namiocie. Wtedy wysłuchałem wykładu na temat tego, jacy to bezduszni jesteśmy, budząc niewinne dzieci z głębokiego snu. Plotki na temat bezlitosnego strażnika SSR długo krążyły w okolicy.
Mimo iż, jak wspomniałem, byłem chyba najbardziej pobłażliwym strażnikiem w okolicy, to i tak zdarzało się, że miałem poprzebijane opony w motorowerze lub bak pełen piasku. Podejrzewam, że zbytnią uwagę przywiązywałem do czystości stanowisk. Szczególnie, gdy w regulaminie pojawił się obecny punkt 6. Obowiązków Wędkującego.
Wszyscy strażnicy SSR wiedzą ile trzeba się najeździć do sądu po zatrzymaniu kogoś, kto swoim czynem dopuścił się wykroczenia z ustawy. Kiedyś częściej zabierało się sprzęt. Wypisywało się stosowne pokwitowanie. Później - z uwagi właśnie na problemy - zalecono zabieranie jedynie legitymacji.
Przeszkadza że często to gbury. Może i tak. Ale jak trafia taki strażnik nad wodą, na któregoś z rzędu oportunistę,co pro forma jak to Polak strzela focha,że ktoś śmie go kontrolować? Jak ma tryskać humorem? SSR to chyba ostatnia ściana na tą chwilę, która powstrzymuje totalny chaos na łowiskach. Ciekawe co czuje nasz Mateo, czytając wpisy niektórych kolegów,Bo jeśli dobrze kojarzę był (jest) strażnikiem.
Myślę więc, że sytuacja nie jest łatwa, bo zarówno kontrolujący często bywają nieuprzejmi, nadgorliwi, czy nawet niedouczeni, a z drugiej strony poziom reprezentowany przez kontrolowanych pozostawia wiele do życzenia.
Nie można też oceniać wszystkich przez pryzmat pojedynczych osób.
Ja ostatnio, jadąc na pilną wizytę do chorego i mając jego żonę na łączu (zakazana rozmowa przez telefon), zostałem zatrzymany przez policjanta, który w trakcie tego zatrzymania wypowiedział, a raczej wykrzyczał, tyle wulgaryzmów, ile nie padło na chyba najbardziej zakrapianej zasiadce karpiowej, w której uczestniczyłem
Staram się jednak nie oceniać wszystkich przedstawicieli tej grupy zawodowej z perspektywy tego konkretnego zdarzenia. Chłopy wykonują trudną pracę, starając się utrzymywać porządek w kraju i sami mają wiele ograniczeń i problemów. Uważam, że powinni mieć jeszcze więcej praw i mniej biurokracji, ale też powinny to być odpowiednie osoby. Podobnie w przypadku strażników SSR/PSR.