Fakt, że duża część ludzi pracuje, jednak... to też pokazuje dobitnie poziom zaangażowania i zainteresowanie samymi zmianami szeregowych członków stowarzyszenia. Bo tak naprawdę, większość ma to wszystko w nosie. Narzekają, burczą nad wodą, są wiecznie niezadowoleni, krytykują działaczy ale tak naprawdę sami nie robią nic.
I wiecie co? Dla mnie to Ci działacze - "baronowie", z perspektywy czasu i faktów, wydają się jednak i tak dobrym rozwiązaniem. Piszę to z bólem serca, ale taka jest moim zdaniem prawda. Kiedyś o tym wspominałem w jakimś wpisie dotyczącym zmian w PZW. Każdy krzyczy, narzeka ale tak naprawdę to nie robi nic i prawdopodobnie nie chciał by również nic robić, gdyby miał taką możliwość. Co w związku z tym? No właśnie to, że Ci znienawidzeni działacze, co jednak trzeba im przyznać, w jakiś sposób pchają ten wóz i robią też część roboty dobrze, wywiązując się z obowiązków. Fakt, że wiele można im zarzucić, nawet bardzo wiele - ale tutaj psioczenie nie wystarcza!
Zobaczcie, wszędzie się trąbi o sytuacji w okręgu Mazowieckim, o sytuacji wręcz tragicznej z perspektywy rybostanu. Jest tam więc, w ogromnej aglomeracji zgromadzona cała masa wędkarzy - wydawało by się, że niezadowolonych. I co? Na pikietę, gdzie powinni właśnie wyrazić swoje niezadowolenie przychodzi garstka ludzi. Chwała tym ludziom za to! Ale przykre, że nie dołączyli do nich inni koledzy, bo to właśnie pokazuje, że PZW nie jest gotowe na zmiany - przynajmniej w wymiarze społecznym i organizacyjnym ich członków. Inicjatywę podejmują w większości ludzie z pomysłem, nowoczesnym spojrzeniem a tych jest jeszcze zbyt mało. Reszta to bierni wędkarze, którzy pomarudzą pod nosem, których można uciszyć w najprostszy możliwy sposób - zarybieniem toną karpia, gdzie daje im się przez pewien okres pole do popisu. Wtedy nie interesuje ich nic więcej jak tylko rybie mięso. Jak już ryb brakuje - znów zaczynają marudzić, wtedy znów latem okręg robi kolejne zarybienie, po raz kolejny zapewniając większości swojego "elektoratu" możliwość do zapełniania zamrażarek. Na jesień sytuacja się powtarza. I tak to się kręci. Nie oszukujmy się, dopóki ludzie rzeczywiście nie zaangażują się w inicjatywę, dopóty będzie jak jest do tej pory. Nie wystarczy oczekiwać, trzeba działać. Krew mnie zalewa jak słyszę wędkarzy nad wodą, którzy mają ciągłe oczekiwania, wyrzucają z siebie wielkie mądrości ale gdybyś zadał im pytanie - co w takim razie chciał byś zrobić z tym faktem? - ich odpowiedź zawsze jest podobna - albo mówią, że od tego są inni, albo, że nie mają czasu, albo nagle wszystko okazuje się nieważne.
Stowarzyszenie, to nie jest do cholery ryczałtowany sklep rybny. Wszyscy o tym zapomnieli albo w ogóle nie wiedzą. Uważają się jak klientów, mają wielkie wymagania i trwają w przekonaniu, że ich pewne sprawy nie dotyczą. Płacę - wymagam, ot dewiza przeciętnego wędkarza. Czy na prawdę o to tutaj chodzi? No chyba nie bardzo. Pewne wypadkowe, pewne "profity" są tutaj jak najbardziej zrozumiałe, jednak jest to efekt pewnych działań, wspólnych prac. Pomijam działaczy na etatach, bo tych nikt z obowiązków, za które mają sowicie płacone nie będzie wyręczał! Ale widać doskonale podejście wędkarzy na poziomie kół wędkarskich. Wybierając zarząd, w ich mniemaniu wybierają sobie ludzi do roboty. Płacąc czyn, uważają, że nie muszą podejmować już żadnych inicjatyw, prac itp. Nikt ich do tego nie zmusza, nikt im robić nie nakazuje, jednak zobaczcie, jak puste jest to rozumowanie! Spotkałem się nawet z przypadkami śmieciarzy na łowisku, którzy zostawiając worki, paczki po zanętach i przynętach, butelki - oficjalnie twierdzili, że oni zapłaciwszy czyn społeczny nie muszą tego zabierać, że ktoś ma to zrobić za nich. Czy to jest dbanie o wspólne dobro? Z jednej strony, wędkarze protestują, postulują - PZW to nasze wspólne dobro, z drugiej jednak postępują zupełnie odwrotnie. Wspólnym uznają profity i wszelkie dobrodziejstwa, te złe rzeczy natomiast próbują już przypisać innym, wybranym przez siebie.
Chylę czoła przed tą grupą, która zebrała się dziś w Warszawie. Współczuję, że było z nimi tak niewielu kolegów.
Odpowiadając na pytania, które mogą się pojawić - dlaczego Ty w takim razie tam się nie pojawiłeś, oświadczam, że naprawiam związek w inny sposób, a do Warszawy z racji odległości i pracy pojechać nie mogłem. Pełnię natomiast funkcje w swoim kole, jestem strażnikiem SSR, opiekuję się młodzieżą i organizuję szkółkę wędkarską. Jestem sędzią wędkarskim. Wszystkiego podjąłem się dlatego, by dać coś od siebie, coś zrobić, zmienić, naprawić, pomóc. Bardzo długo tutaj narzekałem, wiele rzeczy mi się nie podobało. Ale od słów przeszedłem do czynów. Uważam, że nie zawsze trzeba rozbijać cały mur, czasem warto zrobić małą wyrwę w swoim ogródku. Żeby było śmiesznie, pracuję obecnie na dwa etaty, więc czasu wolnego w dzień mam średnio 3-4 godzinki.
Ale trzeba coś robić a nie tylko gadać. Pisarze, pisarze...