Jaco - taka żona to prawdziwy skarb. Jak ja bym chciał aby ktoś mi pomagał w przygotowaniach do wypraw, no i w ogóle towarzyszył! A tutaj wszystko rob człowieku sam, a o rybach nie pogadasz, bo baba nie rozumie prawie nic - jedynie 'brały' i 'nie brały'.

Pogratulować wyników panowie! Szczupaki, miętusy...

Ja wczoraj wróciłem z nocki na Tamizie. Niestety rzeka okazała się nieprzyjazna dla mnie i Daniela z którym łowiłem. Po deszczach miała siłę Trentu - i koszyki 90 i 120 gram to był obowiązek. Oczywiście te co miałem z Korum się rozwaliły, zostały mi petardy 150 gram których huk, jak wpadają do wody jest straszny. No i ta pojemność...

Mimo wszystko - ilość liści i innego syfu wieszającego się na zestawie była spora i po 10 minutach juz zestaw 'skakał'. Ryby słabo współpracowały. Daniel zaliczył trzy leszcze 45-50 cm i węgorzyka, ja tylko węgorza, takiego już w wymiarach rozsądnych. Nie pomagały zmiany taktyk, zestawów, przynęt, długosci przyponów... Po 2 w nocy w ogóle już nawet nic nie szarpnęło żadnemu z nas za przynętę. Zestaw trupkowy kilka razy coś pociągnęło, ale nie wiem czy to nie liście...
Za dnia kajaki opanowały rzekę i wioślarze się wściekli i pływali wszędzie, trzeba było łowić 8-10 metrów od brzegu tylko.
Ogólnie nauczyłem się, że Tamiza w listopadzie, jak też po deszczach, to 'średni' pomysł. Zdecydowanie lepiej jest uderzyć na wodę stojącą wtedy...