Jak w kraju w którym zarabia się 1300 pln ludzie mają nie brać ryb??-większość jak by miała normalne zarobki to by tego nie robiła nie wiem czy to widzicie ale nad wodą też jest podział i dotyczy on niestety kasy
Pisałem właśnie o tym już jakiś czas temu ale mnie zakrzyczeli. 
Niestety właśnie ten czynnik jest u wielu wędkarzy polskich decydującym w rozważaniach brać-nie brać.
Najłatwiej zwalić na kogoś. Mało zarabiamy, więc mozna brać. Winni są politycy, bo nie dają dobrze zarobić (a kto ich tam wybiera, co?), kłusole, bo ciągną prądem, kormorany... Tylko wędkarz nie jest winny.
Ale niestety - aby zbierać plony trzeba siać. Nie ważne ile się zarabia, ile ma włosów na głowie lub jaką się ma teściową. Aby zbierać plony trzeba zasiać. Jak się nie zasiewa, to nie ma czego zbierać. Jak się nie przeznaczy części ziarna na zasiewy - plonów nie będzie.
Dlaczego więc wędkarze w Polsce nie chcą pewnych rzeczy zrozumieć? Jeżeli uważają, że za mało się zarybia, a jednoscześnie wycinają w pień karpika w parę dni po wpuszczeniu, to gdzie tu logika? Bo mało zarabiają? A kiedy przestana tak robić? Jak zamiast 1300 PLN zarobią 1500PLN? Czy może potrzeba im 3000 PLN? A może po prostu lepiej pójść po rozum do głowy, i współdziałać, tak aby ryby ciagle były, a zabierać od czasu do czasu? Bo suma sumarum wyjdzie, że więcej wezma z rybnego łowiska w ciągu roku o które dbają i kóre zarybiają? Ważne, aby poziom rybostanu był wysoki!
Koczownik - a to do Ciebie. A jak do tego się ma pan Andrzej? Cholera, co on zrobi jak ryb będzie duzo? Zamiast szafy trzeba będzię wstawić wielką zamrażarę, albo hodować jakiegoś rysia, bo zwykły Mruczuś tego nie przerobi. Czy jest tu logika? Jak sobie Ci co muszą brać i zabić poradzą na rybnej wodzie?
