Zobaczcie, że u nas nie ma szacunku dla Policji nie mówiąc już o SSR.
Strażnik nie jest postrzegany jak ktoś kto dba o dobro ogólu a jak ktoś kto chce zabrać nasze.
Rozmawiałem nad wodą z takim 20 kilkulatkiem. On nawet nie zdawał sobie sprawy z tego ze to zle mowiac o tym ze dziadek bierze, ojciec bierze, on bierze. Ze przyjezdza odebrac od ojca ryby bo ten ma juz limit a chcialby jeszcze polowic.
Rozumiecie?
Zlowil limit i dla niego to juz koniec lowienia. Dalej nie moze bo ma limit. Nawet do glowy nie przychodzi mysl o mozliwosci wypuszczenia.
Luk, pojechaleś z tym mazowieckiem jednak.
Ale ja zlosliwy nie jestem
Wysłane z mojego SM-G920F przy użyciu Tapatalka
Dobry przykład. Ja podam jeszcze lepszy, totalnie pozbawiający mnie złudzeń, na zmianę niektórych wędkarzy.
W ubiegłym roku siedziałem na mojej ulubionej żwirowni. Rybka średnio współpracowała to wiązałem przypony. Nagle zjawia się dziadek w gumofilcach. Pyta czy może siąść obok? Odpieram, że oczywiście. Wywiązuje się rozmowa, okazuje się, że to emeryt górniczy
.
Gadamy, człowiek dusza. Sympatyczny, otwarty, bardzo fajny koleś jednym zdaniem. Strasznie narzeka na bezrybie, zarząd koła i ogólnie na wszystko co z tym związane.
Opowiada jednak, że ostatnio karpie brały. On niestety zdążył na ostatni dzień brań, bo gdzieś tam fuchę komuś robił i cały tydzień musiał czekać aż wybierze się na ryby. Mówi tak, że przyjechał i ledwo rzucił, już miał karpia. Potem do 40 minut drugiego i zaraz jechał szczęśliwy do domu z rybami. Dosłownie po godzinie wyjeżdżał z łowiska. Regulamin jest tam taki, że po złowieniu dwóch karpi, które chcemy zabrać, mamy obowiązek opuścić łowisko.
Pytam się więc, dlaczego odjechał? Dlaczego karpia nie wypuścił i nie łowił dalej? Przecież tak długo czekał na ten dzień?
Odpowiedział '' a jakbym nie złowił już żadnego karpia to co by było?''
Sami widzicie, że ludzie są jakby z innego, równoległego świata. Przyznam, że zdębiałam przez chwilę.
Człowieka uświadamiałem, rozmawialiśmy na ten temat długo. Nie wiem czy dotarło